Długo jeszcze Evil myślała o spotkanym mężczyźnie w biurze Dantego. „Ciekawe czego on tam szukał?" - zastanawiała się chwilę, po czym przeniosła swe myśli na inny tor. Musiała jak najszybciej dostać się do Czarnych Sal. Otrzymała wiadomość o stawiennictwie. Ni stąd ni zowąd usłyszała szum. Ale nie był to wiatr zapowiadający burzę. Z każdą sekundą nasilał się, aż w końcu ujrzała tego kogo chciała. Kogo się spodziewała, by zaprowadził ją do miejsca ukrytego przed ludzkością.
- Mistrzu Azazelu, co to za ważna sprawa, że i mnie trzeba ściągać? - spytała, gdy pojawił się jej mentor.
- Witaj księżniczko - odrzekł kłaniając się jej. - Ojciec zwołał najwyższą radę. Musimy przedsięwziąć kroki co do pewnej sprawy. Gdy znajdziemy się na miejscu wszystkiego się dowiesz. Tu nie możemy rozmawiać. Chodźmy - dodał i wzbili się w górę. Lecieli bardzo wysoko, tak by ludzkie oko ich nie dostrzegło. To było niedopuszczalne, żeby ludzie dowiedzieli się o nich. Czarnych Aniołach. Podróż nie trwała zbyt długo. Po niecałej godzinie znaleźli się nad Oceanem Spokojnym. Miejsce, do którego lecieli było ukryte pod tą wielką taflą wody. Nie było to podwodne miasto, jak ruiny Atlantydy. Wpadając do wody, jak albatros na polowaniu, wgłębili się w toń. Evil nie myślała, że tak będzie to wyglądać. Sądziła, że teleportują się, ale to ją zaskoczyło. Nie brakło jej powietrza, gdyż Azazel temu zapobiegł. Woda nie moczyła im skrzydeł i ciśnienie na większych głębokościach nawet im nie dokuczało. Zdawało się jej, że płynie w tunelu aerodynamicznym. Było jednakże coraz mroczniej. Słońce już tu nie sięgało. W pewnym momencie otaczająca ją woda zmieniła się miejscem ze skałą. Znaleźli się w przedsionku oświetlonym jedynie kilkoma pochodniami. Dalej panowała ciemność. Sklepienia nie było widać. Tak dawno tu była, że szła z zapartym tchem, wpatrując się w przestrzeń przed, nad i dookoła niej. To miejsce było najwspanialszym jej wspomnieniem z dzieciństwa. Zanim jeszcze zdarzyła się tamta katastrofa. Brnąc dalej, obrazy tamtego dnia powróciły i jak noże cięły na oślep, raniąc duszę kobiety. Nie mogła i nie chciała sobie wybaczyć, że tylko stała tam i patrzyła w ukryciu. Ten widok i ostatnie tchnienie jej rodzicielki zapadł głęboko w pamięci, rozkoszując się jej wielkimi obszarami, gotowymi do zapełnienia. Każdy zakamarek jej świadomości wypełniony został krzykami jej matki. Nie była w stanie tego wykorzenić. Z tego powodu poprzysięgła zemstę. Postanowiła wybić wszystkie demony pałętające się po ziemi, z pomocą czy bez. A co do ojca, to miała mieszane uczucia. Była na niego wściekła, że nie przybył z pomocą kiedy jej najbardziej potrzebowały, a zarazem wiedziała, że nie było takiej możliwości. Raz na sto lat to trochę za mało.
Idąc za swym mentorem, dała upust swoim żalom i smutkom, wylewając je w ciszy w postaci łez. Samotność teraz ciążyła jej bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie miała tutaj zamiaru pokazać jak bardzo jest ludzką istotą i jak bardzo cierpi. Przed wejściem do Sali Tronowej otarła rękawem łzy i przybrała nieodgadniony wyraz twarzy. Azazel był jedynym jej powiernikiem i wiedział dokładnie, co dzieje się jej w środku. Jedyny przyjaciel, któremu mogła bezgranicznie zaufać, zwierzyć się i prosić o wszystko. Ojca nie chciała w to mieszać, zbyt dużo obowiązków miał na głowie. Od niedawna też po świecie krążyli Upadli. Dlatego więc, sprawą śmierci matki wolała zająć się sama. Stali tak wpatrzeni w wielkie wrota. Po chwili otworzyły się ze skrzypnięciem. W środku panowała jasność zmieszana z półmrokiem. Sala sama w sobie tworzyła wielką grotę ukształtowaną na styl greckiego forum. Po środku stał tron, a na nim siedział z zamyśloną miną potężny Anioł. Ubrany w atłasową czarną szatę, przypominał posąg wyrzeźbiony dłutem Michała Anioła. Jego skrzydła sięgały sklepienia Sali Tronowej. U jego boku oparty był miecz, a z drugiej strony złota tarcza z wyrytymi runami w dawnym języku jego rasy. Inni Aniołowie i Anielice byli bardzo do niego podobni. Siedzieli wokoło tronu z twarzami zwróconymi w stronę ich Mistrza i Pana. W oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń, niektórzy wymieniali zdania półszeptem, by zbytnio nie mącić panującej ciszy.
- Panie, jesteśmy - odezwał się Azazel stojący z Evil w wejściu.
- Witajcie. Możemy zaczynać obrady. Usiądźcie - rzekł pokazując wolne miejsca po jego obydwu stronach. Zebrani w Sali Aniołowie i Anielice przenieśli wzrok na dwójkę przybyłych. Azazela znali wszyscy. Któż by nie poznał tej postury wielkiego wojownika, który poprowadził dziesiątki wygranych bitew, zarówno z demonami jak i Upadłymi. Prawa ręka Lucyfera i wielka niewiadoma dla pomniejszych Aniołów. Tylko niektórzy w drugiej postaci doszukali się rysów tej małej istotki, goszczącej dawno temu w Czarnych Salach. Tak, córka Lucyfera wydoroślała i stała się piękną i zabójczą kobietą. Gdy obydwoje zajęli już wyznaczone miejsca, głos zabrał młody z twarzy Anioł. Miał ciemno-grafitową szatę i złociste włosy. Jedynie wzrok mógł zdradzać, ile już lat przebywa na tym padole.
- Panie, pozwól bym mógł pierwszy przemówić - rzekł powstając ze swego miejsca. Po skinięciu przez Lucyfera na znak zgody, mówił dalej. - Posiadamy informacje o powstaniu Upadłych. Te istoty, po ostatniej wojnie powracają do sił i tworzą armię pół ludzi półaniołów. Mając w zamiarze zaatakować nas tu. Czy mamy do tego dopuścić, by wykorzystywali ludzi do swych perfidnych celów? Pragnę byśmy rozpatrzyli tę sprawę jak najszybciej.
- Tak, zostanie przegłosowana. Jednakże czy mamy narazić się na odkrycie poprzez człowieka. O ile mi wiadomo powstało kilka takich hybryd. Po ostatniej bitwie, przy życiu pozostało niewielu Upadłych. Jednak jeśli będziecie zgodni co do tej sprawy, to wyślemy kilku z nas, by sprawdzili i pozbyli się źródła. Tak więc głosujmy - odparł patrząc na zebranych. Głosowanie przebiegło szybko i sprawnie. Postanowiono sprawdzić, co się dzieje na obrzeżach świata.
- Jednak nie wezwałem was jedynie w tej sprawie. Otóż doszły mnie niepokojące wiadomości, że ktoś próbuje otworzyć Wrota Piekieł na ziemi - i gdy słowa zostały wypowiedziane, rozległo się wielkie poruszenie wśród zebranych.
- Jak to możliwe, z całym szacunkiem Panie. Nikt tego nie może uczynić. Jedynie można byłoby tak zrobić, mając choć kroplę krwi twego potomka - wykrzyknęła uniesionym głosem Anielica o płomiennych włosach.
- Bynajmniej, Serene ma rację. A kto wie, ile nasz Mistrz ma potomków i kim są na prawdę - odparł inny. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami uznając tę wiadomość za plotkę.
- NIE! Serene, Melkorze usiądźcie - rzekł spokojnym głosem przywódca. - Wrota mogą być otwarte za pomocą krwi jakiegokolwiek Anioła, byleby się taki znalazł. Potrzebna jest też krew niewinnej osoby. Człowieka. Evangeline, twoja podopieczna została porwna właśnie w tym celu. Musimy działać szybko, zanim zamierzenie dojdzie do skutku.
- Zajmę się tym ojcze - szepnęła, milcząca do tej pory Evil.
- Przyda ci się pomoc - dodał ciszej.
- Nie, ja i mój partner damy sobie radę - i po tych słowach sala opustoszała. Nikogo już nie było, poza Lucyferem i jego córką. Nawet w obliczu zagrożenia oboje potrafili zachować zimną krew. Niepwenie podniosła na niego wzrok. Ta bliskość prawie jej wystarczyła kiedyś, ale nie teraz. Tak bardzo za nim tęskniła.
- Widzę, że coś cię trapi córeczko - rzekł przypatrując się jej postaci. Nie przypuszczał, że aż tak się zmieni. Evil jednak nie powiedziała nic o tym, co było jej cierniem na sercu. Przytuliła się do ojca i tak zastygli, rozkoszując się daną im chwilą samotności.
- Brakuje mi ciebie, tato. Tak bardzo - szepnęła ze łzami w oczach. On nic nie powiedział, jedynie wzmocnił uścisk. Po chwili oderwali się od siebie.
- Muszę już iść. Patti jest w niebezpieczeństwie - rzekła patrząc jeszcze na ojca, po czym wyszła na korytarz. Szła dłuższy czas sama zapamiętując każdy szczegół dotyczący ojca. To miało jej wystarczyć na dłuższy czas. W przedsionku czekał na nią Azazel. Droga powrotna okazała się dłuższa niż za pierwszym razem. Wyłaniając się na powierzchnię, zauważyła, że zaczęło się zmierzchać. A o północy była już pod biurem Devil May Cry.
***
Poprawiona, lecz może narobiłam więcej byków, co? Zobaczę w komentarzach.