Po przejściu przez portal, łowczyni długo jeszcze unosiła się w powietrzu. Jasność ją oblała i otoczyła niczym lepka maź, nie pozwalając na szersze rozeznanie w otoczeniu. Minuty upłynęły jej na niewiadomej. Nie mogła się skupić na niczym i jak na tą chwilę, nic jej się nie stało. Do czasu, gdy kobieta uderzyła o skalne podłoże. Jęknęła głośno i przewróciła się na bok, mocno zaciskając powieki. Ból promieniował od kręgosłupa. Odczekała kilka chwil, po czym usiadła, rozglądając się po okolicy. Jak okiem sięgnąć, wszędzie tylko skały i piasek ani śladu po roślinności czy bytujących tu zwierzętach. Słońce świeciło ostro. Nie czuło się wiatru, przynajmniej w miejscu, gdzie znalazła się łowczyni. Ale słyszała odległe świsty i gwizdy wśród szczytów górskich. Spokój, jaki wokół niej panował był tylko pozorny. Nie było widać żadnej, nawet najmniejszej chmury, tylko ostry, chłodny błękit nieba. Otrzepując się z niewidzialnego pyłku, ruszyła w kierunku gór. Nie napotykając żadnych przeszkód szła dalej. Zaczęła błądzić pośród monotonni krajobrazu. W pewnym momencie pośród skał coś zabłyszczało. Evil powoli zaczęła zbliżać się do źródła blasku. Zaciekawiona kobieta, wyciągnęła miecz i ostrożnie trąciła przedmiot. Gdy tylko końcem ostrza trąciła ową rzecz, ta zabrzęczała basowo. Kobieta przybliżyła się i ukucnęła przy owym obiekcie. Wyciągnęła dłoń i opuszkiem palca dotknęła go. Ten zadźwięczał chwilę basem, potem jednak tonacja poszła wzwyż. Dźwięk roznosił się echem i świdrował jej głowę na wskroś. Otoczenie zawirowało i coraz bardziej jaśniało. Łowczyni poczuła suchość w gardle i oblewający ją zimny pot. Ni stąd ni zowąd usłyszała tubalny głos i ujrzała zarys postaci w blasku tysiąca barw.
- Nie będziesz pamiętać nic, co do tej pory zaszło i czym się zajmowałaś. Taka jest twoja kara - rzekł i kobieta poczuła silny ból w skroniach. Jasność zalała ją i po chwili leżała nieprzytomna na chodniku mało uczęszczanej drogi.
***
Tymczasem Dante leżał na trawie, po czym raptownie wstał i rozejrzał się wokoło siebie. Była gwieździsta noc. Księżyc w pełni oświetlał jego postać. Gdzieś w oddali usłyszał warkot i wycie. Zastanowił się chwilę co robić. Nie poznawał tego miejsca. To nie była ta polana, gdzie walczył z bratem i demonami. Za cicho tu było, mimo wycia nie słyszał żadnych innych odgłosów. Nie było Evil, Lady i Trish. Przypomniał sobie, że wskoczył za partnerką w portal. Miał nadzieję, że ona go zamknęła. Tyle, że gdzie się podziała, to nie wiedział.
- Co to do cholery wszystko znaczy? - warknął do siebie i ruszył w głąb mrocznego lasu. Szedł dość długo, nie napotykając na swej drodze nic, co mógłby uznać za miłą rozrywkę, w tym nudnym miejscu. Szedł i szedł, czasem przedzierając się przez kolczaste krzewy, czasem tylko depcząc grube i mokre runo leśne. Wszystko zaczęło go drażnić i po kilkunastu minutach usiadł na zwalonym drzewie, a plecami oparł się o sąsiednie, rosnące przy powalonym. Siedząc tak i wsłuchując się w las, prawie usnął. Nieoczekiwanie coś poruszyło się za krzakami. Dante, jednak niewzruszony hałasem, tkwił dalej na pniaku. Raptem pojawił się przy nim włochaty łeb z czerwonymi ślepiami osadzonymi blisko siebie. Obwąchał łowcę i odszedł cicho pomrukując. Sparda wstał, zdziwiony zachowaniem potwora i ruszył dalej w gęstwinę krzaków. Po pewnym czasie znów coś zaszeleściło z tyłu. Usłyszał krótki warkot i z nagła pojawił się stwór. Z pyska skapywała mu ślina a czerwone ślepia, wpatrzone w łowcę, wyrażały chęć mordu. Raptownie skoczył na mężczyznę, lecz ten zrobił unik i potwór uderzył całą siłą w drzewa. Nie zrażony tym stwór ruszył ponownie do ataku. Dante nie zwlekając wyciągnął Rebeliona i ciął z góry, celując w łeb. Trafione monstrum zachwiało się i upadło. Chciał się jeszcze podnieść, ale młody Sparda przebił go mieczem i po chwili był już koniec walki.
- Cóż, nie można już nawet się dobrze zabawić - mruknął i odszedł. Idąc tak, w końcu natrafił na miejsce rzadko porośnięte drzewami i krzewami. U stóp jednego z nich, zamigotało coś barwami tęczy. Niewiele się namyślając platynowłosy mężczyzna podszedł do rzeczy i ukucnął nad nią. Oświetlona promieniami srebrnego globu, zajaśniała bardziej. Dante wyciągnął rękę by chwycić przedmiot, lecz gdy dotknął go opuszkiem palca, poczuł skurcz w brzuchu. Kątem oka zauważył rysującą się sylwetkę postaci a w głowie usłyszał jej głos:
- Powrócisz do swego świata, łowco demonów - i istota zniknęła w oślepiającym blasku. Dante nic już nie czuł. Obraz powoli zamazywał mu się w oczach i w okamgnieniu leżał na schodach przed swą agencją.
***
Dobra, to już tak z deczka lepiej chyba wygląda, co? Ale i tak, Donnie, wyłapiesz błędy.