piątek, 21 października 2011

Misja siódma

 Niestety, nie mam najmniejszego pojęcia jaki nadać tytuł tej części. Nie mam pomysłu.


Rozmowy z Weną.

Występują: Margaret.w i Wena.

Margaret.w: Ponownie mnie opuściła. A czytelnicy czekają {*siedzi nad zeszytem i myśli niecierpliwie o końcówce rozdziału*}
Wena: Kto taki?
Margaret.w: Ty, Weno. Jak mogłaś mi to znów zrobić? Już od ponad dwóch miesięcy nie mogę nic napisać a ty...
Wena: Moja droga, bardzo cię przepraszam. Zrobiłam sobie wakacje. Wiesz, Majorka, Wyspy Kanaryjskie i te rzeczy. Ale... czekaj. Przecież zostawiłam ci wiadomość.
Margaret.w: Taak? {*dziwi się*} Gdzie? {*szuka w koszu na śmieci i wygrzebuje zmięty, trochę naderwany świstek papieru*} Na tym pisałaś?
Wena: Chyba tak. Pokaż niech się przyjrzę. {*bierze go i ogląda ze wszystkich stron, po czym uśmiecha się i oddaje Margaret*} Tak. To ta wiadomość.
Margaret.w: Jest tu coś maczkiem. Czekaj zaraz przeczytam. {*wyciąga lupę i przygląda się zapiskowi*} Mam. Cytuję: „Od dziś mnie nie będzie. Pozdrów czytelników. Żegnaj”. I co o tym myślisz? Hę! Myślałam, że mnie zostawiłaś samą i już nie wrócisz. {*ociera łzy*}
Wena: Och, moja mała. Nie opuszczę cię, aż do końca opowiadania ani nawet później. Jesteś moją ulubioną klientką. A tak poza tym, to proszę o wybaczenie. Ta wiadomość nie była przeznaczona dla ciebie. Mam kilkunastu podopiecznych i po prostu pomyliłam kartki. Ktoś już zakończył swoje opowiadanie i rozstaliśmy się. {*rzekła przytulając mocno Margaret.w}
Margaret.w: Na prawdę? {chlipnęła}
Wena: Tak. Polubiłam Dantego i Evil tak bardzo, że chcę zobaczyć jaki im zgotujesz koniec. A jeśli zechcesz, możemy potem pisać kontynuację. Lub jakiegoś crossovera. Wszystko co zechcesz, a wiesz, że Cin zawiesiła bloga i nie można się do niej dostukać. Próbowałam i nic. Głucho. Może ty dasz radę się z nią skontaktować i pogonić. A teraz do rzeczy. Na czym stanęłaś w tym rozdziale. {*bierze zeszyt z treścią rozdziału i w ciszy czyta*}. No dobrze, tak stawiasz sytuację. Dodaj jeszcze, że... {*cisza zalega w pokoju i już tylko słychać skrobanie stalówki pióra po papierze*}

***


MISJA SIÓDMA



Czarne Sale Lucyfera przytłaczały swą wielkością i wspaniałością. Zanim łowcy się tam dostali musieli przebyć ciężką drogę, choć dla Evil nie była ona wcale taka uciążliwa jak dla jej partnera. Ciągle coś mruczał pod nosem, więc kiedy byli już na miejscu, Evil nie miała dobrego nastawienia do całej wyprawy. „Gdyby nie polecenie ojca, nie ściągałabym go tu” - prychnęła w myślach, spoglądając na białowłosego spode łba. Azazel poprowadził ich nową ścieżką i klucząc od dłuższego czasu, w końcu dotarli przed wielkie wrota wykute w czarnej skale. Weszli do Sali i wszystkie rozmowy ucichły jak za skinieniem różdżki. Wszyscy zebrani Aniołowie spoglądali z zaciekawieniem na przybyszów. Rozpoznali swą księżniczkę, ale mężczyzny stojącego obok niej nie znali. Oboje weszli do środka a Azazel za nimi zamykając drzwi.
- Witaj córko – rzekł głębokim głosem Lucyfer. - Usiądź proszę – wskazał miejsce po prawej stronie. - Witaj synu Spardy Wielkiego. - Zwrócił się do łowcy. - Jestem rad, że przybyłeś do nas, by uczestniczyć w naradzie. Zajmij miejsce po mej lewej stronie. - Aniołowie zaszemrali nieprzychylnie co do wypowiedzi swego władcy.
- Proszę o wybaczenie, jeśli moje słowa zabrzmią wrogo, nie mam powodu by uważać przybyłego tu Spardy za przeciwnika, lecz on nie ma nic wspólnego z nami i nie ma takiej potrzeby by uczestniczył w rozmowach na temat Białych Aniołów – rzekł jeden Czarny Anioł, wstając ze swego miejsca. Sąsiad obok chciał go powstrzymać, lecz ten wyrwał mu rękę i zrobił tak jak zamierzał. Lucyfer spojrzał na niego i uśmiechnął się pobłażliwie.
- Rozumiem cię, Serafo. Was wszystkich proszę o wysłuchanie. Poleciłem mej córce sprowadzenie tu do nas Dantego Spardy, gdyż on miał do czynienia z naszymi przeciwnikami i był w jednej z enklaw. Ale to nie wszystko. Mój stary przyjaciel potrzebuje naszej pomocy, a Dante nadaje się do tego najlepiej, gdyż żaden z nas nie może wejść do świata demonów nie będąc wykrytym.
- Wybacz Mistrzu moją nieuprzejmość. Ale co to ma do rzeczy z Białymi Aniołami. Owszem, jeśli chodzi o enklawy to może nam trochę pomóc i na tym etapie się kończy jego misja – Serafo nie ustępował.
- Zamilknij Serafo – rzekł spokojnie Azazel, pojawiając się tuż obok niego. Ten się lekko wystraszył i szybko schował się między swymi sąsiadami. Azazel powrócił na swoje miejsce.
- Panie, zatem możemy rozpocząć naradę – głos zabrał białowłosy Anioł ze szramą przebiegającą przez prawe oko i kończącą się na szczęce. - Według zdobytych przez nas informacji, białe anioły zaczynają się przegrupowywać i niektóre enklawy są likwidowane. Jednakże jest pewna dość nietypowa sprawa. Jedna frakcja połączyła swe siły z demonami. Ponoć ich przywódca jest bardzo potężny. Dwie pozostałe zbierają siły by ruszyć na nas.
- Czy to są potwierdzone wieści, Balteusie?
- Tak Panie – odpowiedział. - Musimy przygotować się do walki.
- Tak. Zarządzam od tej pory treningi i szkolenia wszystkich braci i sióstr. Poza tym trzeba wysłać zwiadowców na obrzeża.
- Za przeproszeniem, władco. Pytanie, czy księżniczka i Sparda będą też uczestniczyć w przygotowaniach? - zabrała głos Anielica o złoto rudych włosach.
- Nie Lucille. Moja córka i jej partner będą w tym czasie wykonywać drugie zadanie. Jak już wspominałem, mój przyjaciel liczy na naszą pomoc. Evangeline i Dante udadzą się do świata demonów i wyprowadzą go stamtąd – odparł. - Tę sprawę omówię właśnie z nimi. Teraz jednak chcielibyśmy się czegoś dowiedzieć o samych enklawach. Dante, proszę, powiedz coś o nich.
Dante odpowiadał na pytania dość długo i kiedy narada się skończyła, oboje z Evil zostali ugoszczeni najlepiej jak to było możliwe. Evil, widząc zaabsorbowanych rozmową ojca, łowcę i Azazela, wymknęła się po cichu z komnaty i ruszyła na obchód. Szła tak starając się zapamiętać jak najwięcej z wystroju wnętrz jak i korytarzy. Kiedy tu szli były oświetlane jedynie pochodniami, a teraz zagłębiając się dalej, zauważyła pięknie rzeźbione lamy. Nieraz mijała witraż przedstawiający jakąś walkę, inny zaś jakąś młodą damę i młodzieńca, śpiących w promieniach słońca. Wszystko zaczęło jej się podobać tak bardzo, że nabrała ochoty by pozostać tu już na zawsze. Ale nie mogła, musiała wypełniać swe obowiązki i polecenia ojca. Na tę myśl posmutniała, siedząc na ławeczce.
- Dlaczego piękna pani siedzi tak samotnie i kryje łzy – spytał miłym tonem głosu mężczyzna podchodzący do Evil. Ta oderwała się od swych myśli i spojrzała na przybyłego. Był wysoki, dobrze zbudowany. Na lewym ramieniu miał tatuaż skorpiona w otoczeniu czerwonej mgły. Co i raz zdmuchiwał kosmyk szkarłatnych włosów opadających mu na oczy. Uśmiechnął się na jej widok. - Czy mogę się przysiąść?
- Owszem – zgodziła się łowczyni.
- Zatem, czy usłyszę odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie? - spytał, lecz potem dodał. - Pani wybaczy moją nieuprzejmość, nie przedstawiłem się. Jestem Karyien.
- Wybaczam. Evangeline – rzekła. Mężczyzna speszył się słysząc jej imię.
- Jeszcze raz proszę o wybaczenie, księżniczko. Nie wiedziałem, że to ty pani – zaczął się tłumaczyć. Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Nic nie szkodzi. Jestem tu od kilku godzin i już będę musiała to miejsce ponownie opuszczać – wyjaśniła. - Chciałabym abyś mi trochę potowarzyszył i oprowadził po Salach.
- Jak sobie życzysz, pani – odpowiedział uprzejmie kłaniając się.
- Mów mi Evil – szepnęła i po chwili oboje wędrowali korytarzami, zaglądając do wielu sal i pomieszczeń, rozmawiając przy tym i śmiejąc się czasem. Potem Anioł odprowadził Evil do sali, gdzie przebywali Dante i Lucyfer. Kiedy oboje weszli, Lucyfer zdziwił się na ich widok lecz później przybrał surowy wyraz twarzy.
- Widzę, że zguba się znalazła. Polecę Azazelowi by już cię nie szukał, moja droga – rzekł Lucyfer trochę zły na córkę.
- To moja wina Mistrzu – odrzekł Karyien. - Zwiedzaliśmy sale i zapomniałem, że mej pani się spieszy – zaczął tłumaczyć się.
- Nie, ojcze. To nie jego wina. Po prostu chciałam nieco dłużej tutaj pozostać – odpowiedziała Evil przepraszającym tonem głosu. Władca Czarnych Sal jedynie uśmiechnął się i nic na to nie odpowiedział. Dante był zachmurzony i patrzył dość wrogo na Anioła towarzyszącego Evil.
- Czas się zbierać – rzekł łowca, wstając od stołu. - Mój ojciec czeka na nas – dodał patrząc wyczekująco na partnerkę.
- Mówiłeś, że on nie żyje – mruknęła zdziwiona, kiedy byli już w przedsionku do Czarnych ?Sal, odprowadzani przez Azazela.
- Tak też myślałem, ale Lucyfer, dał mi dowody na potwierdzenie tego, że on jednak żyje. Tyle, że został uwięziony przez Mundusa i niedługo ma zostać stracony. Dlatego pośpiech jest jak najbardziej wskazany – dodał nie oglądając się za siebie.

***

Jednakże podczas pobytu obojga łowców w Czarnych Salach, w świecie ludzi doszło do poważnych wydarzeń. A nastąpiło to wówczas, kiedy Vergil przybył do biura Dantego. Rozejrzał się po pomieszczeniu i stwierdził, że właściciela nie ma.
- Jeśli się ukrywasz, to dobrze robisz, bracie – rzekł cicho do siebie. - Już niedługo ten świat będzie należał do mnie.
- W twoich marzeniach, Vergil – odezwała się kobieta stając za plecami mężczyzny. Nie odwracał się, poznając jej głos.
- Lady, jaka miła niespodzianka – westchnął siadając na kanapie. Popatrzył na nią chłodno i uśmiechnął się do swych myśli. - A może tak by wypróbować ją – mruknął cicho do siebie, sięgając do kieszeni płaszcza. Łowczyni niewiele się namyślając ruszyła do ataku na Spardę. Ten zwinnym ruchem zablokował jej cios i przytrzymując obie ręce przygwoździł do podłogi. - Będziesz moim kolejnym eksperymentem. Jeśli się powiedzie, będę zadowolony i pozwolę ci żyć, jeśli nie odetnę ci łeb i położę na biurku Dantego. Teraz radzę się nie ruszać – dodał przyciskając łowczynię bardziej do podłoża i przystawiając dziwną maskę, szepcząc jakieś słowa. Kobietą wstrząsnął dreszcz. Wrzeszczała, że jej za to zapłaci, lecz on był niewzruszony. Coś zaczęło wdzierać się do umysłu łowczyni, przejmując powoli nad nią kontrolę. Walczyła, lecz to było nieuniknione. Vergil wstał i otrzepał niewidzialny pyłek z ramienia. Przyglądał się leżącej łowczyni i uśmiechał się podle. - Proces zaraz się skończy i to z powodzeniem. Arkham, jesteś mistrzem, ale ja będę królem – śmiał się coraz głośniej. Wkrótce w agencji zjawiło się kilka ubranych w białe szaty postaci a zamiast twarzy miały szkarłatne i nieco spiczaste maski, bez oczu czy ust. Otoczyły białowłosego mężczyznę i ukłoniły się mu. - Zabierzcie ją do bazy i tam przygotujcie. Niedługo zjawi się jej przyjaciółka. - Ukłoniły się ponownie i zniknęły zabierając Lady do innego wymiaru. Mężczyzna podszedł do biurka Dantego i oparł się o nie. Nie chciał ruszać zdjęcia matki, lecz patrząc na nie, nie mógł się oprzeć i przejechał palcem po jej twarzy. „Ciekawe jak by to przebiegało z tobą, anielico” - zamyślił się. Wyszedł z budynku i ruszył we wiadomym sobie kierunku, obserwowany przez kogoś ukrytego w małej uliczce, przylegającej do podwórza, gdzie mieściła się agencja łowcy demonów.
- Będą kłopoty – szepnęła postać i zniknęła.



Była późna noc, kiedy Dante i Evil zjawili się blisko domu. Przeszli kilka przecznic i stając na schodach zatrzymali się w pół kroku. Evil wyczuła czyjąś obecność w pobliżu i kładąc dłoń na broni przygotowała się do ataku. Wtem zza zaułka wyłoniła się Trish i przywitała skinieniem głowy.
- Co się tu sprowadza? - zapytał Dante wchodząc do środka. Po minucie trzymał puszkę z piwem, upijając łyk.
- Był tu Vergil – odpowiedziała.
- Co? Kiedy? Po co? - pytał białowłosy łowca, zachłystując się trunkiem.
- Nie wiem, ale widziałam, jak stąd wychodził. Lady była w środku, ale nie zastałam jej kiedy ponownie tu wróciłam. Postanowiłam poczekać w pobliżu na ciebie i powiadomić o tym. On chyba znowu coś planuje – wytłumaczyła siadając naprzeciwko mężczyzny.
- Teraz nie mam do tego głowy. Evil, leć szybko i zrób to o czym mówiłaś wcześniej. Tylko pospiesz się. Jeszcze dziś wyruszamy.
- Nie ma sprawy. To zajmie mi tylko kilkanaście minut. Zaraz wracam - bąknęła anielica i zniknęła. Trish popatrzyła dziwnie na byłego partnera i przez chwilę milczała.
- A powiesz mi co to za nagląca sprawa? - odezwała się zaciekawiona wieściami.
- Nie teraz, spieszy mi się - syknął Dante biorąc Rebelliona i sprawdzając pistolety. Wkrótce obok niego pojawiła się Evil i pokazała mu pakunek.
- Co to jest? - zapytał zaciekawiony.
- Nasza przepustka w obie strony - odparła tajemniczo się uśmiechając. Złapała Spardę za rękaw i szepcząc cicho słowa, utworzyła wir z białej mgły, który zaczął wokół nich gęstnieć i wydawać dziwne dźwięki. Trish nie ruszała się z miejsca, zaniepokojona tym zjawiskiem. Kiedy jednak się opamiętała i chciała złapać Dantego, on zniknął.
- Cholera by to wzięła. Znowu pozostawia mnie bez jakichkolwiek wyjaśnień - warknęła, uderzając w blat mebla.

***
Moi drodzy Czytelnicy, bardzo Was przepraszam, że tak długo nie pisałam i nawet nie byłam obecna na blogu. Wiem, że pisząc suche słowa typu: szkoła, brak czasu i weny, nie jest satysfakcjonującym wyjaśnieniem, ale tak było. Jakiś czas temu też przeprowadziliśmy się i musiałam sama zadbać o moje połączenie z internetem. Ale dałam radę. Opowiadanie zbliża się ku końcowi, a ten rozdział nie wyszedł chyba taki jak go zamierzałam uczynić. Następny będzie dłuższy, bowiem jak w końcówce tej misji napisałam, Dante i Evil znowu wyruszają w podróż.

sobota, 14 maja 2011

Misja szósta

Ekhem, właśnie pojawia się kolejny rozdział z Dante w roli głównej. {Donnie nie powinnaś narzekać już na niewielką obecność naszego łowcy}.
Od teraz będzie się przewijał cały czas wokoło Evil i odwrotnie {więcej nie ujawnimy z Weną}.
Mi się spodobał, mimo, że może nie pasować do tekstu.
_________________________________________________


Misja szósta:
Żaru nie gasi się ogniem, krwi nie zmywa się krwią. Horacy Safrin


***

Noc zaczęła ustępować miejsca pierwszym promieniom słonecznym, kiedy na schodach przed agencją Devil May Cry zjawili się Dante i Evil. Mężczyzna ciężko opierał się na ramieniu partnerki i co chwila łypał groźnie w przylegającą do podwórza uliczkę. Nic nie zakłócało ciszy panującej na dworze. Kobieta posadziła go na jednym schodku i przysiadła obok.
- Należą mi się wyjaśnienia - mruknął cicho łowca. - Gdzie się tyle czasu podziewałaś i co robiłaś z Vergilem razem? Chyba nie przeszłaś na jego stronę, co? - pytał.
- Owszem. Posłuchaj, nie przyłączyłam się do twojego brata ani nie wspieram go w jego poczynaniach. Pomógł mi przypomnieć sobie kim jestem i tyle. Pytasz gdzie byłam. Właśnie z nim, odkąd wróciłam z alternatywnego wymiaru. Wtedy straciłam pamięć i on mi towarzyszył. Z początku chciał mnie zabić ale się rozmyślił – zaczęła.
- Dlaczego? Przecież jesteś jego wrogiem, tak jak ja.
- Nie wiem tego. Ale spotkał się z kimś w starym i opuszczonym magazynie. Tamten garbus dał mu jakąś paczuszkę, ale nie wiem co było w środku. Bronił do jej dostępu jak cerber.
- Interesujące – odparł. - On znowu coś knuje – prychnął białowłosy.
- Może wejdziemy do środka, nie bardzo chce mi się tu siedzieć – mruknęła Evil wstając i kierując się ku drzwiom. - A co to było z tym białym aniołem?
- Wiesz, podał się za Azazela i razem cię szukaliśmy. Nie wiedziałem, że on jest białym aniołem. Sporo się o tobie dowiedziałem – odpowiedział Dante wchodząc za partnerką.
- Taak?
- To, że jesteś córką Lucyfera. Mówił, że posiadasz pewien artefakt, zwany Włócznią Lucyfera i potrafisz władać żywiołami – dodał sadowiąc się na kanapie. - Dość dużo wiedzą o tobie.
- To bardzo niepokojące wieści. Ktoś z nas musiał im to sprzedać – szepnęła głośniej jakby do siebie. - No nic na to nie poradzę. Słuchaj Dan, niedługo być może rozpocznie się wojna między białymi a czarnymi aniołami.
- To ja też się piszę, za długo już siedzę plackiem i jeszcze trochę a się zestarzeje – burknął nieco rozbawionym tonem głosu.
- Ty zawsze znajdziesz jakiś pretekst żeby się pośmiać, ale tu nie ma nic do śmiechu. To poważna sprawa – rzekła łowczyni. - Wśród moich jest pluskwa i muszę ją wykryć, nim wyjawi inne informacje – dodała.
- Ale może najpierw trochę odpoczniesz, co? - rzucił Dante. W tej chwili zadzwonił telefon. Łowca ociągając się, wstał i odebrał połączenie.
- Słucham - rzucił oschle i bez entuzjastycznie.
- Ooo, Dante. Jesteś w końcu! Dzwonię i dzwonię i nikt nie odbiera - prychnął kobiecy głos.
- Czego chcesz Lady? Od razu mówię, by nie było, że nie uprzedzałem. Nie interesują mnie twoje marne zlecenia, jak chcesz to idź do Trish i z nią pogadaj. Ja mam ważniejsze sprawy na głowie - powiedział łowca z nutą wzgardy w głosie.
- Dante, chyba się zapominasz, co? - warknęła Lady, rozdrażniona zachowaniem białowłosego. - Mam ci przypomnieć ile kasy mi wisisz?
- Przestań, ty ciągle o tym tylko zrzędzisz jak stara płyta - zadrwił i bez jakiegokolwiek uprzedzenia odłożył słuchawkę.
- Dante, to było nieuprzejme - stwierdziła Evil, przysłuchująca się rozmowie.
- Wiem. Ona też była nieznośna i do tej pory jest - burknął i podszedł do lodówki. Wyjął dwie puszki piwa, jedną rzucając w stronę partnerki. Ta złapała w locie i odstawiła na stolik.
- Nie piję tego - rzuciła kwaśno. - Lady ciągle domaga się spłaty pożyczonych pieniędzy? - zapytała łowczyni.
- Ta.
- To może pomóc, by się wreszcie uspokoiła? - zaproponowała.
- Nie masz tyle środków na koncie, by móc to zrobić - odparł białowłosy łowca.
- A jak ci powiem, że mam. I to więcej niż myślisz - mruknęła, patrząc na niego z ukosa. Dante powili uniósł jedną brew i milczał. Potem uśmiechnął się i zgodził ale nie za darmo. - Słuchaj, a co byś powiedział na to, że w zamian za spłatę długu, spróbował byś pogodzić się z bratem - zapytała po dłuższym milczeniu.
- Pogodzić? Czy ty na głowę upadłaś? A może on ci już pomieszał zmysły? - prychnął niezadowolony jej propozycją.
- Nawet nie możesz spróbować?
- Z nim nie da się inaczej jak tylko walczyć na śmierć i życie - odparł dopijając piwo. Z zaciętością wymalowaną na twarzy zgniótł puszkę i wyrzucił celnie do kosza. - Już zapomniałaś co zrobił tam w lesie. Porwał Patti, razem z Arkhamem otworzyli wrota piekieł, straciłaś przez to pamięć i ja musiałem po jakichś dziurach cię szukać, zostałem porwany i z twoich relacji, on nie miał najmniejszego zamiaru ci pomagać w odbiciu mnie - wyliczał wszystkie złe czyny brata. - I ty teraz chcesz bym się z nim godził i może mam go wyściskać?
- Dante nie oburzaj się tak. Dobra, zakończmy ten temat - mruknęła przepraszająco. Wstała i wyszła bez słowa z biura odprowadzona wzrokiem łowcy. Był zły na nią i Vergila. Myślał, że ona o nim zaczęła zapominać i będzie traktować go jak wroga, a tu się okazuje coś zupełnie innego.
- Już ja ci go wyperswaduję z głowy - szepnął cicho do siebie i położył się na kanapie. Słuchając jakiejś rockowej piosenki zapadł w lekki sen.

***

Tymczasem niedaleko doków w Norfolk pojawił się białowłosy mężczyzna trzymający obnażoną katanę i małą paczuszkę. Rozejrzał się dookoła i ruszył w sobie znanym kierunku. "Pozostaje mi jeszcze druga część do zdobycia" - pomyślał, krzywo się uśmiechając. Jednak jego humor nieco się poprawił, gdy w kieszeni spodni znalazła się fiolka.
- Oj, pożałujesz mała anielico. I to bardzo - mruknął do siebie. Po pewnym czasie napotkał na swej drodze jakiegoś bezdomnego. Ów gość zapytał go czy nie ma czegoś do picia. Brat Dantego jedynie prychnął coś niezrozumiale dla pijaczka i podchodząc niczym kot, zamierzył się na niego i ciął kataną z góry na dół. Bezdomny zakrzyknął z bólu, lecz jego krzyk się urwał pod wpływem cięcia na gardło. - Milcz na zawsze, śmieciu!! - warknął białowłosy. Wypowiedział jeszcze sentencje magiczną nad kawałkiem maski zanurzając jej brzeg w krwi trupa, która po dosłownie kilku sekundach została wchłonięta. - Jednak ona jest prawdziwa – rzucił półgłosem. Odszedł. Włamując się do pozostawionego przy chodniku auta, wyjechał z miasta i udał się na pustkowia. Stamtąd teleportował się do świata demonów. Ukrył się w jaskini i czekał na dogodny moment, by móc zakraść się do pałacu Mundusa i odnaleźć to czego szukał. Nie mógł sobie pozwolić na wykrycie przez inne demony, a i musiał działać szybko, gdyż zaklęcie, które nałożył na pierwszą część maski, niedługo wygaśnie i z połączenia w całość będą nici. Gdy zapadł zmrok, chyłkiem przemknął obok straży patrolującej przy wejściu i zakradł się pod mury twierdzy. Prawie wyprawa spełzła by na niczym, kiedy na swej drodze spotkał przygarbionego mężczyznę, siedzącego do niego przodem, lecz twarz miał ukrytą między splecionymi ramionami. Vergil zbliżywszy się do niego, rozpoznał w nim owego garbusa, który przekazał mu paczkę w opuszczonym magazynie. Na jego widok uśmiechnął się perfidnie i chytrze. Poruszając się jak kot zaszedł go od tyłu i chwilę później garbus miał katanę na karku.
- Tylko wrzaśnij a poderżnę ci gardło – wychrypiał białowłosy. - Ruszaj i prowadź do komnaty Mundusa, byleby szybko i cicho – dodał.
- T...tak panie – wyjęczał tamten powili wstając i prowadząc swego prześladowcę do środka. Wewnątrz panował nieprzyjemny chłód i mrok, przecinany słabo migoczącym światłem z pochodni zawieszonych gdzieniegdzie na ścianach. Garbus zaprowadził młodego Spardę korytarzem na górne piętro, potem skręcili w korytarz w lewo i idąc tak, znaleźli się przed kamiennymi wrotami. - T...to tam, p...panie - zaszeptał tak cicho jak to możliwe, lecz Vergil dobrze go usłyszał.
- Jeśli coś kręcisz, to cię zabiję - zagroził i wepchnął garbusa za drzwi. Sam wszedł do komnaty po odczekaniu kilku chwil. Tu było nieco jaśniej, za sprawą ognia palącego się w kominku i kilkunastu pochodni rozmieszczonych równomiernie na ścianach. Po środku stał kamienny stół i ustawiony przodem do wejścia, wielki tron. W tej chwili nikogo nie było w pokoju. Białowłosy mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu i jego wzrok zatrzymał się na wnęce przesłoniętej purpurową kurtyną. Podszedł do niej i odchylił zasłonę. Niczego nie było. Wściekle nią zamachnął i ruszył do garbusa. Złapał go za gardło i ścisnął tak mocno że kostki mu pobielały. Gdy tamten zaczął charczeć i sinieć na twarzy puścił go i kopnął w brzuch.
- Gdzie druga część maski? – warknął Vergil. - Mówiłeś że tu ją znajdę!!
- N...nie wiem, p...panie. Miała t...tu być – zaczął się jąkać. Vergil już miał wrzasnąć na niego i przebić go kataną gdy w korytarzu obok usłyszał odgłos kroków i jakieś pomruki zbliżających się strażników. Ukrył się we wnęce a jemu kazał milczeć. Kiedy demony przechodziły obok komnaty ich mistrza, zauważyli uchylone drzwi. Bez pardonu weszli i natknęli się na zastygłego w bezruchu i z rozwartymi w przestrachu oczami, pokrace.
- Co tu robisz? - warknął jeden. Przyłapany demon, skulił się jeszcze bardziej i zaczął trząść jak galareta. - Gadaj!! - ryknął.
- Bierzemy go do Amratha – zakomunikował drugi. - Już Dowódca wyciśnie z niego prawdę – dodał. Mocno ściskając go za ramiona wyprowadzili z komnaty i poprowadzili do lochów. Vergil dłuższy czas jeszcze siedział w kryjówce. Kiedy rozmowy straży ucichły wychylił się zza kurtyny i wyszedł z pomieszczenia. Jak do tej pory nie ustalił gdzie jest druga połowa maski, a musiał się spieszyć. Wtem przyszła mu do głowy szalona myśl i uśmiechnął się tak, że mógłby nim straszyć dzieci po nocach. Ruszył przed siebie, pnąc się pod górę. Zmierzał do najwyższej wieży pałacu. Co i raz musiał przystawać i nasłuchiwać, czy aby nie nadchodzi jakiś partol. Gdy był już na miejscu, po raz ostatni zerknął za siebie. Nikt go nie śledził. W wieży zastał kogoś stojącego do niego tyłem przy okrągłym ołtarzu. Owa postać zdawała się unosić w powietrzu. Vergil utkwił w niej wzrok i już miał zaatakować, gdy usłyszał:
- Witaj Vergilu – odezwał się osobnik. - Nie poznajesz mnie? - spytał odwracając się i odsłaniając twarz. Sparda rozpoznał w nim Arkhama. - Dawno cię tu nie było. Milczysz niczym grób i myślisz, że nie wiem po co tu przybyłeś? - Vergil mimowolnie poruszył się niespokojnie a twarz mu stężała. - Taak, pragniesz ją mieć – wychrypiał Arkham podniecony tym faktem. - Nie mogę ci pomóc osobiście ale mogę udzielić kilku odpowiednich wskazówek, gdzie może być ukryta – kontynuował a milczenie syna Spardy tylko potwierdzało jego przypuszczenia. - Musisz udać się do drugiej co do wielkości, wieży i odnaleźć małe wgłębienie pod takim samym ołtarzem jak ten. Naciśnij zapadkę i po prawej stronie od wejścia ujawni się skrytka. Tam znajdziesz to czego szukasz. Jednak musisz działać szybko, bowiem gdy już odkryjesz to miejsce, zostanie ci niewiele czasu na ucieczkę. Straże przemieszczają się tu bardzo szybko. Pomagam ci, bo mnie nigdy nie zawiodłeś. To ci pomoże się stąd wydostać – dopowiedział i podał mężczyźnie mały pierścień. Vergil pochwycił pierścień i ruszył do drugiej baszty, by zdobyć to co zamierzał. Na miejscy postępował według zaleceń swego mistrza i wkrótce jego słowa się potwierdziły. Patrząc na ścianę po prawej stronie zauważył przemieszczające się dwa kamienie. Po chwili odsłonił się schowek a w nim leżał owinięty w materiał przedmiot. Vergil pospiesznie chwycił drugą część maski i już chciał wybiec z wieżycy, gdy na jego drodze stanęło dwóch rosłych demonów. Obaj uzbrojeni, zaatakowali młodego Spardę z furią. Jednak Vergil był szybszy i wykonując półobroty ciął jednego w gardło a drugiego w brzuch. Obaj padli na podłogę brocząc ją krwią. Po kilku sekundach zaczęli nadchodzić inni strażnicy. Napierali na intruza z taką samą dozą furii i wściekłości co ich poprzednicy. Białowłosy mężczyzna przypomniał sobie o pierścieniu. Założył go na palec i zniknął z pola widzenia demonów. Strażnicy stojąc w osłupieniu zaczęli rozglądać się wokół siebie. Wkrótce przybył ich dowódca. Jego ryk rozniósł się po całym zamku. Już wiedział, jak Mundus będzie rozjuszony tym faktem. Zniknęła maska i to jemu się za to oberwie. Lecz jednakże miał pewne informacje od złapanego w komnacie Władcy, które być może zmniejszą gniew Mundusa.

***

Kilka dni później, w biurze Dantego zjawiła się Lady. Przystanęła w wejściu i rozejrzała się po pomieszczeniu. „Nic się nie zmieniło od ostatniego czasu” - prychnęła, zatrzaskując drzwi za sobą.
- Dante? - krzyknęła w przestrzeń. - Znowu cię gdzieś poniosło? - szepnęła.
- Nigdzie go nie wywiało. Poszedł jak zwykle spać – odparła Evil stając za plecami Lady. Ta mimowolnie drgnęła przestraszona jej nagłym pojawieniem się. - Coś chciałaś od niego?
- Skąd się tu wzięłaś? - zapytała Lady zaskoczona jej osobą. - Myślałam, że odeszłaś od Dantego.
- Wiesz, na pewien czas się zgubiłam, ale już jestem z powrotem - odparła, siadając na kanapie, lecz chwilę później w drzwiach stanął dostawca pizzy. Kobieta podeszła do niego i bez słowa wzięła pudełko i zapłaciła. Wróciła na miejsce i zajęła się pizzą. Lady przyglądała się jej z nieukrywaną dezaprobatą. - No więc ... - urwała Evil, mierząc przybyłą zupełnie trzeźwym, inkwizytorskim spojrzeniem. - Co cię tu sprowadza?
- Mam interes do Dantego - syknęła Lady.
- Mów, to mu przekażę. Albo idź go zbudzić, wtedy to na pewno cię wysłucha - zaproponowała czarnowłosa łowczyni, popijając kolejny kęs dania colą..
Rozmowę przerwało pojawienie się jeszcze kogoś, kogo Evil się nie spodziewała. Patrzyła na niego i uśmiechnęła się promiennie. - Azazelu, jak miło cię zobaczyć – mruknęła zwracając się do ubranego w czarną szatę Anioła.
- Witaj księżniczko – ukłonił się jej. - Widzę, że już się lepiej czujesz. Zaistniało kolejne zagrożenie. Tym razem ze strony świata demonów.
- Księżniczko? - prychnęła pogardliwie Lady, wtrącając się do rozmowy.
- Człowieku więcej szacunku okaż mojej pani – warknął Anioł.
- Co to za hałas, nawet spać nie dadzą – burknął Dante, pojawiając się w salonie. - Ooo, Lady? Co tu robisz? - zwrócił się do łowczyni a następnie do anioła. - Azazelu, to naprawdę ty? Czy znów jakieś podchody?
- Ja, synu Spardy. Evil, musisz udać się ze mną na naradę i to jak najszybciej – rzekł do czarnowłosej kobiety. Ta pokiwała głową na znak zgody.
- Ale mam prośbę - rzekła po czym zwróciła się do partnera. - Dante, chciałbyś zobaczyć Czarne Sale? - zaproponowała białowłosemu Evil.
- Hm, dobry pomysł – zgodził się bez chwili namysłu.
- Niech i tak będzie – powiedział Azazel i razem wyszli z biura pozostawiając oniemiałą Lady tam gdzie stała. Przeszli w bardziej ustronne miejsce i stamtąd wzbili się w powietrze. Tym razem lot nie trwał długo i wkrótce znaleźli się w przedsionku prowadzącym do Czarnych Sal.
- Dante? Żyjesz? - zachichotała Evil widząc minę łowcy. - Ej, co z tobą?
- Nic, po prostu, trochę mnie zbiło z tropu, myślałem, że będziemy się teleportować - odrzekł po chwili, podążając tonącym w mroku korytarzem. Evil znów poczuła się szczęśliwiej, ponownie mogła się spotkać z ojcem. Te krótkie chwile z nim, uspokajały i dodawały sił.

***

Naszła mnie chęć by w tym momencie zakończyć. Mimo obecności powtórzeń, myślę, że nie będziecie dla mnie tak krytyczni. Miłego czytania.

P.S. Tylko nie bądźcie źli, że niedługo opowiadanie się zakończy. Po tym może napiszę coś innego, a może nie. To się jeszcze okaże.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Część druga misji piątej.

Rozmowy z Weną.

Występują: panna Margaret.w i Wena, inspiratorka i natchnienie dla autorki.

Margaret.w: Cóż to, gdzieś mi się podziała moja Weno? Moja Przewodniczko? Czemu mnie opuściłaś? {skrywa twarz w dłoniach i popłakuje}
Wena: Jak to? Tu jestem!! {wyciąga rękę i macha z wejścia}
Margaret.w: Wróciłaś?!! {zaskoczona i szczęśliwa wpada w jej objęcia}
Wena: Tak, byłam sobie na spacerze, by móc jakoś tchnąć inny zwrot akcji w opowiadaniu, by Vergil nie był aż tak lejącym się słodkim dobrem, by Dante wreszcie odnalazł swą zgubę i by... {rozmarzyła się nad swą wspaniałomyślnością i już otwierała usta by dalej inspirować, ale została sprowadzona do pionu przez autorkę}
Margaret.w: Cicho już. Za dużo im powiesz {palcem wskazuje Cinereę i Donnie przysłuchujących się rozmowie}
Wena: A to bardzo przepraszam. Dziewczyny, niczego nie słyszałyście. Wracajcie do siebie, potem was odwiedzę {uśmiechnęła się i swą mgłą otoczyła Margaret.w by wesprzeć ją w pisaniu}


{kurtyna opada i w ciszy powstaje kolejny rozdział przygód Dantego Spardy}


*************************************************************


A teraz normalna przedmowa do rozdziału. Na tamto powyżej nie zwracajcie zbytnio uwagi, napisałam to tak pod wpływem chwili. Post ten dedykuję moim STAŁYM CZYTELNICZKOM: DONNIE {Tak w ogóle, to gdzie się podziewasz, że nie słychać ani widać w zasięgu blogspota?} i CINEREI oraz mojej nowej czytelniczce HOODEJ {obyś została ze mną dłużej, a lepiej aż do końca tego opowiadania}. Reszcie z tej anonimowej strony też. Zatem zapraszam do czytania. 


MIASTO KOŚCI




Idąc tak oboje milczeli tylko chwilę. Vergila zaczęło nurtować skąd Evil ma takie zdolności. Wiedział, że nie może być tylko zwykłą łowczynią demonów, musi skądś czerpać tę moc i siłę. Zadziwiła go, gdy walczyła z demonami kataną. Z taką szybkością zadawała ciosy, że potwory nie mogły się obronić i to co później się stało... Wyleczyła jego rany. Spoglądał na nią ukradkiem, lecz nic nie mógł wyczytać z jej twarzy. Ona zaś co jakiś czas przypatrywała się swej dłoni.
- Ten sen, to zdarzyło się na prawdę - szepnęła cicho do siebie ponownie przypatrując się pierścieniowi noszonemu na małym palcu prawej dłoni.
- Jaki sen? - zainteresował się mężczyzna.
- Zanim doszło do wypadku miałam dziwny sen - odpowiedziała. - Myślę, że to zdarzyło się dawno temu.
- Opowiesz mi go?
- Przyśniła mi się mała, czarnowłosa dziewczynka o zielonych oczach i jej matka. Kobieta wydawała mi się znajoma. Opowiedziała małej bajkę i potem miasto zaatakowały demony. Kobieta zginęła, rozszarpana przez nie - wyjaśniła. Vergil słuchał w milczeniu wywodu kobiety. Ona przystanęła na chwilę, patrząc w pierścień jak zaczarowana. On po chwili rozbłysł pełną gamą kolorów aż Evil jęknęła. - Pamiętam coś. To... to była moja mama. To ona wtedy wybiegła z domu by odwrócić uwagę demonów ode mnie i poświęciła swe życie - krzyczała a w oczach pojawiły się łzy. Po czym upadła na kolana i płakała jak małe dziecko. Vergil nie wiedział jak się zachować, ukucnął przy niej i objął ramieniem.
Wkrótce potem, kiedy Evil już była spokojniejsza, niedaleko nich przystanął samochód i cofnął powoli w ich stronę. Drzwi się otworzyły a od strony kierowcy wychynęła starsza kobieta. Uśmiechnęła się pogodnie do nich i spokojnie zapytała:
- Dokądś może podwieźć kochaneczki? - Vergil popatrzył na nią, zdziwiony propozycją a łowczyni się lekko uśmiechnęła.
- A dokąd pani jedzie? - odpowiedziała pytaniem Evil. - I poza tym, to nie boi się pani brać kogoś tak po prostu do środka? A może...
- Nie. Nie boję się kochana. Znam się na ludziach i wiem, co, kto może mi zrobić. Wy nie wyrządzicie mi żadnej krzywdy. To jak wskakujecie? - przerwała starsza babka zachęcając oboje by wsiedli. „Na ludziach to może i się znasz, ale czy na demonach też” - pomyślała z sarkazmem czarnowłosa. Po chwili oboje rozsiedli się na tylnym siedzeniu. Każde pogrążyło się we własnych myślach i nie zwracało na towarzyszy najmniejszej uwagi. W szczególności Evil. Wiele faktów z jej snu zaczęło ją dręczyć. Przymknęła oczy poddając się tym wizjom. Starała się jak najbardziej wszystko sobie przypomnieć i poukładać.
Po dwóch godzinach zajechali przed motel. Starsza babka wyszła do toalety a Sparda z Evil pozostali w aucie.
- Czemu stałaś się nagle taka milcząca? - zapytał nagle odwróciwszy się w stronę łowczyni. - Co się dzieje?
- Nic. Tak się zamyśliłam. Wiem kim jestem i co robiłam do tej pory – mruknęła nie patrząc na towarzysza. Vergil mimowolnie zmarszczył brwi. Nie spodobało mu się to. Wiedział, że będzie wkrótce go traktować jako wroga i możliwe jest, że będą walczyć ze sobą. Jednak na razie postanowił to przemilczeć i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Evil ukradkiem przyjrzała się jego twarzy. „Tak. To właśnie on pomagał temu drugiemu otworzyć wrota piekieł i przywołać demony. Teraz jednak jest inaczej. Nie przejawia tej chęci niszczenia świata, a może to tylko maska.” - Zastanawiała się. Ich kierowca powróci.
- Nie zanudziliście się moi drodzy? - rzuciła wsiadając do samochodu i odpalając silnik. - Przepraszam, że tak to długo trwało, ale jeszcze musiałam coś przekąsić. Wy nie jesteście głodni?
- Ja nie – odparł beznamiętnie Vergil. - A ty, Evil?
- Nie, możemy już jechać? - zwróciła się do starszej.
- Tak, tak. Komu w drogę temu czas – dodała. Resztę drogi przemilczeli i tylko w radiu pobrzękiwała jakaś muzyka by zagłuszyć ciszę. Późnym wieczorem zjawili się na przedmieściach Norfolk w stanie Wirginia. Mijając jakiś pub skręcili w przylegającą do niego uliczkę i podążyli nią, a potem skręcili jeszcze w prawo i znaleźli się na niewielkim osiedlu. W powietrzu można było wyczuć świeżość i słonawy posmak. Zatrzymali się przed małym domkiem z czerwonej cegły i białym dachu. Ramy okienne były również białe a trawnik krótko przystrzyżony. Gdzieniegdzie pojawiły się kępki stokrotek. Całość otoczona była przez niewielki płotek. Starsza kobieta wysiadła z samochodu i gestem zaprosiła oboje do swego domu. Gdy Evil zaczęła rozglądać się po okolicy, coś przykuło jej uwagę, że zamiast podążyć za Vergilem i starszą babką, ruszyła w tylko sobie wiadomym kierunku. Zaczęła rozpoznawać to miejsce. Po krótkim i szybkim spacerze dotarła do celu. A był to prawie taki sam domek co tamtej kobiety, z tą różnicą, że nie zamieszkany od kilku lat i trochę podupadający. Białowłosy jak i starsza tylko podążyli za nią wzrokiem i nie ruszyli się z miejsca gdzie stali. Evil nie zwracała na nich najmniejszej uwagi, pogrążona we własnych wspomnieniach.
- Ty, synu Spardy, miałeś szansę by mnie zabić, ale jej nie wykorzystałeś. I druga już się nie pojawi - mruknęła do siebie, idąc w ich stronę.
- Coś się stało złotko? Jakoś blado wyglądasz - zapytała staruszka. - Chodźcie, napijecie się czegoś i odpoczniecie - zaproponowała, zapraszając gestem do środka.
- Nic się nie stało. Po prostu zobaczyłam coś, co... - prychnęła nie kończąc.
- Co? - zapytał białowłosy mężczyzna zaciekawiony.
- Nie ważne Vergil - mruknęła oschle. "Lepiej byś nie wiedział wszystkiego o mnie, bo kiedyś będziemy stać po przeciwnych stronach" - dodała w myślach. U staruszki spędzili jakiś czas a potem wychodząc Evil jedynie palnęła: „Dobranoc” i już jej nie było. Vergil zamyślił się idąc za łowczynią. „Ciekawe, czy już wie?” – zastanawiał się, wpatrując się w jej plecy.

***

Dante był coraz mniej zachwycony z towarzystwa i przewodnictwa Anioła. Nie dość, że cały czas byli o krok za jego partnerką, to jeszcze anioł zaczął wydawać mu polecenia i to w taki sposób, jakby młody Sparda był jakimś chłystkiem i podnóżkiem. Po kolejnym rozkazie łowca miał dość i warknął przez zaciśnięte zęby:
- Jeszcze jedna taka uwaga, aniele, a pożegnasz się z wizją ujrzenia Evil!!
- Ech, synu Spardy – westchnął lekko rozbawiony Azazel. – Skory jesteś do bitki, ale nawet nie wiesz z kim masz do czynienia. Na przyszłość zastanów się dobrze, jeśli ci życie miłe – dodał spoglądając gdzieś w dal. Stali na pustkowiu, przeciętym jedynie przez szosę. Żywego ducha prócz nich i jaszczurek przebiegających od czasu do czasu jezdnię. W Dante krew zawrzała i już miał wyciągnąć pistolety, kiedy nagle anioł odwrócił się w jego stronę i syknął: - Ani mi się waż!! I wiem gdzie ona jest. Przygotuj się na spotkanie z kimś, kto jej towarzyszy – rzekł, wyciągając do niego niechętnie dłoń. Dante ją ujął i po sekundzie zniknęli. Pojawili się w mało uczęszczanej uliczce, oświetlanej już teraz przez dużą latarnię. Łowca rozejrzał się po okolicy. W oddali jeszcze słychać było portowe syreny i głuchy metaliczny szczęk pracujących dźwigów, rozładowujących ostatnie kontenery ze statków. Azazel wciągnął powietrze i na chwilę zatrzymał oddech. Wiedział, co to za miasto. Czuł, że ona jest gdzieś tu i podążył jej tropem nic nie mówiąc białowłosemu, co Spardę jeszcze bardziej poirytowało. Ależ on miał chęć strzelić mu w łeb, ale oparł się pokusie i w milczeniu szedł za aniołem. Droga nie wydłużyła im się za bardzo, bowiem do spotkania doszło zupełnie przypadkowo. On i Azazel natknęli się na Evil i jej towarzysza w parku, mieszczącym się w centrum miasta. Nikt już nie chodził alejkami a Evil chciała choć trochę zwiedzić miasto i zobaczyć jak się zmieniło od tamtego czasu, kiedy była jeszcze mała. Usiadła na ławeczce a obok niej przysiadł Vergil. Wtem kobieta zerwała się z miejsca i rozejrzała po okolicy. Jej wzrok napotkał dwie sylwetki coraz bardziej zarysowujące się w mroku, w miarę ich zbliżania się do obojga. Vergil również ich zauważył i położył dłoń na swej katanie, gotowy by stanąć do walki. Gdy dwaj mężczyźni zbliżyli się bardziej, Evil wyciągnęła pistolet i wymierzyła w większego z nich lecz zaraz go opuściła widząc białe włosy lśniące w blasku latarni stojącej nieopodal nich. Na ten widok jej serce zaczęło mocniej i szybciej bić a na twarz wypełzł radosny uśmiech. 
- Dante - szepnęła. - A jednak się znaleźliśmy. - On też się uśmiechnął ale zaraz mina mu zrzedła na widok brata. Twarz mu stężała i we wzroku nie było już widać radości płynącej ze spotkania partnerki.
- Co tu robisz Vergil? - zapytał z nieukrywaną wrogością. - Odpowiadaj!!
- Hm, a to, co mi się podoba - mruknął chłodno bliźniak Dantego. - Coś ci nie pasuje?
- Ty!! - warknął łowca przywołując Rebelliona. Vergil wstał wyciągając Yamato i przybrał obronną pozę. Evil przez chwilę przypatrywała się obu, lecz potem spojrzała na towarzysza Dantego. Coś w nim jej nie pasowało. - A i byłbym zapomniał, Evil, pamiętasz Azazela, prawda? - zwrócił się do niej, ale już w następnym momencie atakując brata.
- Azazel? - szepnęła zdumiona łowczyni. - Jak to możliwe, skoro ja widzę jasną aurę wokół niego - dodała półgłosem na co anioł się jedynie uśmiechnął perfidnie. W połowie drogi złapał za ramię mężczyznę w czerwonym płaszczu i uderzył go w głowę rękojeścią miecza.
- Pułapka się nie udała, ale tym razem to już będzie twój koniec, Evangeline, córko Czarnego Anioła Lucyfera - ryknął i razem z łowcą zniknął w blasku, śmiejąc się wniebogłosy. Osłupiała Evil stała jeszcze przez chwilę, patrząc w miejsce gdzie był Dante, po czym zerwała się i podbiegła tam. Vergil natomiast ciągle ściskał w dłoni katanę a twarz miał bez wyrazu. Nie chciał przyznać nawet przed sobą, że to go zaskoczyło i ubodło dogłębnie.
- Wiem gdzie się udali - wypaliła łowczyni odwracając się w stronę białowłosego, lecz nie uzyskała żadnej reakcji z jego strony. - Co się z tobą dzieje do jasnej cholery!! Co, już brat cię nie obchodzi?! - wrzasnęła nagle. - Nie pomożesz mi? - dodała z przekąsem. Brak reakcji. - Jak chcesz, siedź sobie tu sam i kontempluj nieboskłon - prychnęła zła na niego i za jego milczenie. Już miała otwierać przejście, gdy Vergil chwycił ją za rękę i lekko pociągną w swoją stronę.
- Nie myśl, że tak łatwo się mnie pozbędziesz. I daruj sobie te gadki - powiedział wreszcie.
- To co?
- Tylko do momentu kiedy będziecie tu, potem się zmywam. Może jeszcze kiedyś się spotkamy - powiedział drwiąco i dodał. - Ale to nie będzie należało do przyjemnych.
- Hm, niech i tak będzie. Podaj dłoń - mruknęła i zalała ich mroczna poświata. Niedługo potem znaleźli się dziwnym mieście. Było tak jasno, że oboje musieli przymrużyć oczy by przyjrzeć się otoczeniu. Niby było to zwykłe miasto, lecz oni wiedzieli że coś się za tym kryje. Evil przeczuwała w tym robotę Białych Aniołów, jej śmiertelnych wrogów. Skrzywiła się kwaśno, gdy do umysłu zaczęła wdzierać się słodka i usypiająca czujność muzyka. Płynęła zewsząd, począwszy od małego domku, przy którym się pojawili a kończąc na pnącym się wysoko do nieba gmachu ze szkła. To właśnie tam został zabrany Dante i tam miała się rozegrać walka na śmierć i życie.
- To Miasto Kości, a tam - wskazała na wieżowiec. - Jest teraz Dante.
- No to idziemy - rzekł nazbyt entuzjastycznie, zupełnie jakby to nie był on. Evil popatrzyła na niego krzywo i strzeliła go w twarz. Białowłosy stał przez chwilę nieruchomo i zdezorientowany.
- Za co to było? - wrzasnął w sposób niekontrolowany. - Co znowu?
- Oj, Vergil. Poddałeś się muzyce miasta - prychnęła i ruszyła przed siebie, jednak omijając z daleka nie bardzo widoczne wzgórki przed małymi domkami. Jak zdążyła zauważyć, była to tylko namiastka z tego co przygotowano przed ich przybyciem tu. Kiedy jeszcze była mała, słyszała o tym mieście. Wielu jej poprzedników nie powróciło stąd do świata żywych, a nawet krążyły pogłoski jakoby to w takich enklawach Białe Anioły tworzyły hybrydy z ludźmi, by użyć ich w walce przeciw jej pobratymcom.
Idąc tak dalej nie napotkali żadnych przeszkód, jedynie zauważyć się dało obecność mieszkańców miasta. Domy stały puste lecz zadbane.
- Skąd wiesz, że w tamtym budynku jest Dante skoro tu nie byłaś? - zapytał po jakimś czasie Vergil.
- Ja nie byłam, ale jest ktoś, kto był ale nie tu, w tym mieście, tylko podobnej enklawie i mój mistrz mi o tym opowiadał – rzekła nie odwracając się do swego towarzysza. Miała przeczucie, że niedługo będą musieli walczyć. I się nie myliła. Zaraz za następnym zakrętem napotkali na czworo ludzi. Z bliska jednak nie wyglądali na normalnych śmiertelników. Byli więksi i ich oczy lśniły na złoto. Z pleców każdego z nich wyrastały skrzydła lecz nie pokryte piórami, ale błoniaste i skrzące się różnymi kolorami. Dwóch trzymało miecze w dłoniach, dwóch pozostałych włócznie. Stali w szeregu i czekali. Gdy Vergil z Evil zbliżyli się jeden z owych wyszedł im naprzeciw i uśmiechnął się szyderczo.
- Ty jesteś zapewne córką tego zdrajcy, Lucyfera? - prychnął pogardliwie. - Niedługo nacieszysz się wolnością a życiem to jeszcze krócej – dodał. Skinął lekko dłonią i pozostała trójka ruszyła do ataku. Evil wypuściła skrzydła w wzniosła się w powietrze. Dwóch podążyło jej śladem a Vergilem zajęli się ten, który wyszedł do nich i jego podwładny. Walka była zacięta i długa. Każda ze stron chciała wygrać. Vergil co i raz odparowywał ciosy zadawane przez przeciwnika i sam z niezwykłą szybkością atakował, coraz celniej trafiając ich. Evil miała trochę gorzej, lecz przez wieloletnie nauki Azazela wiedziała jak celnie atakować. Walczyła włócznią, którą podarował jej ojciec na urodziny. Przemieszczała się szybko i z pewną dozą furii nadlatywała z różnych stron tnąc i dźgając przeciwnika. Wkrótce pierwsze ciało hybrydy białego anioła spadło z głuchym impetem na ziemię. Drugi z jej oponentów, nieco przystopował ataki, zdezorientowany nagłą śmiercią swego towarzysza. Niedługo potem podzielił jego los, tak samo jak stało się z tymi walczącymi na ziemi. Kiedy zjawiła się u boku białowłosego mężczyzny miała scho2wane skrzydła. Milcząc poszła dalej. Co jakiś czas napotykali takie oddziały. Wkrótce znaleźli się w alejce prowadzącej bezpośrednio pod wrota do wieżowca. Szybkim krokiem przeszli ten odcinek i stanęli przed wielkimi jesionowymi drzwiami. Evil pchnęła je i weszli do środka, gdzie panował półmrok i chłód.
- Zaczekaj, zrobimy tak. Ja tu zostanę i poczekam a ty idź po Dantego – zaproponował, przytrzymując ją lekko za ramię. Kobieta skinęła głową, w momencie wietrząc jakiś przekręt, ale nie obchodziło jej to w tej chwili. Za najważniejsze uważała odnalezienie Dantego i wyjaśnienie mu wszystkiego co zaszło do tej pory. Bezszelestnie przebiegła przez hol i dalej schodami zeszła do piwnic, pchana instynktem. „Jednak dobrze wybrałam” - pomyślała w duchu. Dobiegło ją ciche pojękiwanie uwięzionych ludzi i nieartykułowane przekleństwa i groźby ich strażników. Cicho prześliznęła się między celami i podążyła dalej kamiennym korytarzem, który stopniowo opadał w dół. Spokojnie i stanowczo wybierała kolejne przejścia aż w końcu dotarła do jednej małej celi. Czuć było w niej wilgoć i zapach piwniczny. Pochodnia zawieszona po lewej stronie od zakratowanego wejścia dawała mało światła. Po przeciwnej stronie klęczał mężczyzna przykuty do ściany. Płaszcz jak i reszta ubrania nie pozostawiała najmniejszej wątpliwości, że był torturowany. Dawno zaschnięta krew posklejała mu włosy tworząc coś na miarę hełmu. Gdy Evil go zobaczyła, podeszła do niego i wyrywając kajdany wzięła go pod ramię. Lekko nim potrząsnęła i cicho zaszeptała:
- Dante? - on spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął.
- A już myślałem, że mnie tu zostawisz – mruknął opierając się na niej.
- Nigdy w życiu – rzekła wyprowadzając rannego i obolałego partnera z celi. - Co ci te pijawki zrobiły?
- Niewiele, skuli jak psa, wlali bo się opierałem i wrzucili do tej śmierdzącej nory – powiedział. - Jak my stąd wyjdziemy? Pełno tej skrzydlatej straży pałęta się tu – dodał.
- Tak jak tu weszłam, może uda się znaleźć inną drogę, to było by lepiej. Jak dowiedzą się, że tu jestem to zlecą się jak muchy i wtedy może być gorąco – szepnęła i przystanęła w pół kroku. Przed nimi pojawiło się dwóch strażników i skręciło w lewy, przylegający do ich, korytarz. Niezauważeni przeszli dalej i szybszym krokiem podążyli drogą pnącą się już pod górę. - Zdziwisz się, ale jest tu Vergil – dopowiedziała, obserwując jak zareaguje Dante. Mężczyzna prychnął coś niezrozumiale pod nosem. Widać było, że jest zły. Konflikt z bratem był tak zażarty, że najmniejsza wzmianka o nim wywoływała napad złości i jakiejś nieodpartej pokusy podążenia do miejsca, gdzie bliźniak jest i dokopania mu. Evil jakby czytając partnerowi w myślach po chwili milczenia odezwała się surowszym tonem.
- Posłuchaj Dan, teraz nie ma czasu na wyrównywanie porachunków z Vergilem. Musimy się stąd wydostać i to jak najszybciej. Nie mam tyle siły i mocy by pokonać wszystkich tych co tu są, rozumiesz? A ty w takim stanie też mi nie pomożesz.
- Skąd wiesz o czym mogę myśleć? - obruszył się.
- Widzę jak reagujesz na jego imię i niedawno jeszcze, chciałeś z nim walczyć – odrzekła, rozglądając się i nasłuchując. Jak na razie to cała akcja szła gładko i bez jakichś większych zgrzytów. Po pewnym czasie udało im się wyjść z lochów i znaleźli się w jakiejś większej sali. Na sklepieniu namalowano jakieś freski przedstawiające małych cherubinków o pyzatych twarzyczkach, latających wszędzie i karcące je anioły o pięknych twarzach i włosach koloru słońca. Niektóre z nich grały na instrumentach. Okna były duże z witrażami ukazującymi różne sceny biblijne. Evil nie zachwyciła się ich wyglądem. Uważała, że to tylko na pokaz i zmącenie duszy. Na końcu komnaty tuż przy drzwiach ktoś stał, odwrócony do nich plecami. Z początki łowcy go nie zauważyli, lecz kiedy się poruszył ruszyli ku niemu. Jak się potem okazało był to anioł, który porwał Dantego. Ujrzawszy Evil i jej partnera klasnął w dłonie. Nic się nie stało.
- Jakaż to szkoda, że już chcecie nas opuścić – syknął, wyjmując miecz z pochwy. Ostrze zapłonęło żywym ogniem. - Cóż, będę musiał was powstrzymać. Obiecałem ci, córko Lucyfera, że tu skończy się twój marny żywot – dodał i w tym samy momencie ruszył do ataku, wypuszczając skrzydła i chcąc nimi ogłuszyć kobietę. Ta jednak nie dała się zaskoczyć i upuszczając Dantego na ziemię zmieniła swą postać i rzuciła się na Białego Anioła. Przez salę przeszedł szczęk złączonych mieczy. Ogień na broni białego nieco zmalał, przez zetknięcie się z przywołaną kataną Evil.
- Co to za sztuczka? - warknął rozeźlony i natarł ponownie. Evil zrobiła unik i cięła przeciwnika przez brzuch. Ostrze jej katany ześliznęło się po przedramieniu anioła, którym się osłonił. Z rany obficie zaczęła spływać krew. W przypływie frustracji i złości anioł zaatakował chcąc jak najszybciej zakończyć walkę, lecz nie dane było mu zbliżyć się choćby na pół metra do kobiety. Była znacznie szybsza od niego i używała swej magii. Wkrótce będąc bardziej zmęczonym, anioł został pozbawiony broni, której ognień całkowicie zgasł. Evil stanęła nad nim i patrzyła na niego tryumfalnie. Już miała zadać śmiertelny cios, ale Dante ją powstrzymał.
- Zostaw tego śmiecia. Lepiej stąd chodźmy, bo inni już tu biegną – rzekł przytrzymując jej ręce uniesione z mieczem do góry. Łowczyni popatrzyła wściekle na białowłosego i niechętnie posłuchała. Wyszli na zewnątrz i biegiem ruszyli w kierunku pustyni, położonej za miastem. Stamtąd przeszli przez portal i znaleźli się przed biurem łowcy demonów.

***

Trochę to trwało zanim dokończyłam ten rozdział. Miałam trochę problemy z komputerem i netem, więc wybaczcie za tak długi okres oczekiwania na Dantego. Jeszcze raz zapraszam do czytania.

wtorek, 1 marca 2011

Epizod-przerywnik w misjach. Dante Sparda

No i coś mi się udało tak napisać. To tylko taka historyjka-przerywnik w publikowanych Misjach. Na początek daję o Dante Spardzie. Myślę, że się spodoba. 

***

Był późny wieczór gdy Dante wrócił do siebie. Zlecenie od Lady wykonał perfekcyjnie i bez żadnego wysiłku. "Nie wiem, co było w tym takiego trudnego, że sama tego nie mogła załatwić" - zastanowił się stając w drzwiach. Coś go w tej chwili zaniepokoiło.
- Ktoś tu był - mruknął rozglądając się po pomieszczeniu. Niektóre rzeczy były poprzestawiane, inne jeszcze porozrzucane po całym pokoju, jakby przeszedł mały aczkolwiek silny wicherek.
- Hej, co się tu stało? - zapytała zdziwiona wyglądem pokoju Evil, pojawiając się tuż za plecami Spardy. - Ktoś ci się włamał?
- Na to wygląda - syknął białowłosy, wchodząc do środka. - Nie mam tu wartościowych sprzętów, więc złodziej wyszedł z pustymi rękami. Chociaż, nie!! - warknął i zaczął grzebać w szufladach biurka. - Gdzie ono jest? - szeptał gorączkowo wywalając zawartości każdej z szuflad.
- Co szukasz? - spytała. Dante popatrzył na nią krzywo.
- Zdjęcia. Nie ma go, a stało na biurku – rzucił szperając koło kanapy.
- A może Patty je wyrzuciła razem z piętrzącymi się tu stosami po pudełkach od pizzy – zasugerowała łowczyni.
- Ta, jasne. Nawet dobra z niej sprzątaczka, a fotografii by nie tknęła, bo już kiedyś za to dostała – rzekł coraz bardziej wściekły.
- Ty ją biłeś? - spytała zaskoczona jego wyznaniem. Sparda popatrzył na nią spod byka i powrócił do poszukiwań. Niestety zdjęcia nigdzie nie mógł znaleźć więc zrezygnowany usiadł na kanapie. Po dosłownie króciutkiej chwili jego uwagę przykuła mała karteczka zawieszona od wewnętrznej strony drzwi wejściowych. Szybko znalazł się tam i zerwał świstek papieru. Odczytał wiadomość i wpadł we wściekłość. Szarpnął je prawie wyrywając z zawiasów i wybiegł na podwórze. Evil podążyła za nim, zaniepokojona jego zachowaniem.
- Dante!! Dokąd tak biegniesz? Co to za wiadomość? Zatrzymaj się na chwilę!! - próbowała dowiedzieć się więcej na temat tejże karteczki. Ten tylko prychnął coś niezrozumiale i biegł dalej. „Już po tobie braciszku!!” pomyślał mściwie, skręcając w kolejną uliczkę. Przebrnął przez trochę zatłoczony powracającymi jeszcze do swych domów mieszkańcami, chodnik i w przeciągu kilkunastu minut był pod barem. Neon a nawet plakaty zawieszone po obu stronach wejścia nie bardzo zachęcały do zajrzenia do środka, ale Dante nawet nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, wiedziony furią, którą chciał przelać na brata. Stanął w drzwiach i rozejrzał się wokoło. Gdzieś w kącie ledwo sączyła się muzyka ze starej szafy grającej. Dym unosił się do góry mieszając się z potem i oparami alkoholu. Przebywający tam klienci odwrócili się na chwilę w jego stronę, lecz potem zajęli się własnymi sprawami. Tylko jedna osoba obserwowała każdy ruch białowłosego. A był to mężczyzna w niebieskim płaszczu o śnieżnobiałych włosach. Na widok Dantego uśmiechnął się krzywo i czekał aż ten go zauważy i podejdzie. Widział w jego oczach wściekłość i wiedział, że tak będzie zabierając mu zdjęcie Evy. Nie przypuszczał, że i ona tu się zjawi. „No cóż, jak już jesteś to może walka będzie choć troszkę honorowa” - pomyślał patrząc na kobietę tak długo żeby i ona go zauważyła. Dante już znalazł swą ofiarę i szybkim zamaszystym krokiem podążył w tym kierunku. Evil zrobiła to samo. Już się wszystkiego zaczęła domyślać, gdy zobaczyła Vergila grającego spokojnie w bilard. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
- Oddawaj mi moją rzecz ty śmieciu – warknął wściekle Dante zbliżając się do Vergila. Ten na moment zaprzestał granie i odwrócił się w stronę brata. Spojrzał na niego krytycznie i się roześmiał:
- Co mam ci takiego oddać? - zerknął na stojącą nieopodal Evil.
- Lepiej zwróć mi zdjęcie po dobroci, bo w przeciwnym razie będą ciebie wynosić w czarnym worku – wyrzucił z siebie białowłosy w czerwonym płaszczu, powoli wyciągając pistolety.
- Chyba nie zamierzasz tutaj urządzać burdy, Dante? - zapytała Evil spokojnym głosem. - Ludzie tu są. Jak chcesz się z nim bić, to lepiej wyjdźcie na zewnątrz. Za zniszczenia nie będę odpowiadać ja tylko ty i sam będziesz musiał z własnej kieszeni pokryć koszty napraw – dodała patrząc na obu wyczekująco. Obaj zerknęli na kobietę i parsknęli równocześnie śmiechem z jej miny, za co Dante oberwał w głowę a Vergil niestety uchylił się od ciosu łowczyni. Lecz po chwili białowłosy w czerwonym płaszczu spoważniał na twarzy i łapiąc brata za rękaw pociągnął w stronę wyjścia. Zaprowadził ich w jakieś bardziej ustronne miejsce. Vergil nie opierał się w ogóle, wyrwał rękę a na jego twarzy wykwitł półuśmiech. Dante bez słowa wyciągnął pistolety, lecz Evil wkroczyła do akcji i mu je zabrała.
- Co ty robisz? – warknął łowca. - Oddawaj mi je natychmiast!! - wrzasnął.
- Jeśli macie się bić to proponuję w ręcz lub na miecze – zawołała rozbawiona furią Dantego, z góry, siedząc na balkonie jakiegoś domu przylegającego do podwórza. - Tymi pukawkami nie będziesz mi tu strzelał, bowiem rozbudzisz ludzi i zlecą się tu jak muchy do... - nie kończąc uśmiechnęła się perfidnie.
- Tylko nie mów, że jesteś po jego stronie – rzucił Dante przywołując Rebelliona. Vergil wyciągnął Yamato.
- Po żadnej ze stron nie jestem, załatw szybko co masz do zrobienia i musimy ruszać. Mamy kolejne zlecenie i to bardzo opłacalne – dodała spokojnie, ciągle siedząc na balkonie. Jej białowłosy partner syknął coś pod nosem i rzucił się na wyczekującego dalszego rozwoju akcji, Vergila. Ten zaś zrobił unik i stanął po drugiej stronie podwórza.
- Nie uciekaj tylko walcz!! - rzucił Dante wściekły na wszystkich. Vergil nadal uśmiechnięty pokiwał pobłażliwie głową i zaatakował brata. Łowca w czerwieni zrobił unik i natarł mieczem na głowę przeciwnika z chęcią szybkiego go jej pozbawienia. Vergil uchylił się od ataku i sam zadał cięcie na klatkę piersiową Dantego, który szybko się odwdzięczył i odparował katanę brata, sam celując w brzuch przeciwnika. Raz po raz ich miecze stykały się iskrząc jak lonty. Walczyli zaciekle, Dante z pewną dozą zajadłości i furii, a Vergil, jakby od niechcenia i z pewnym rozbawieniem. W końcu zadyszani i spoceni usiedli naprzeciw siebie ciągle obserwując swoje ruchy. Evil też zeskoczyła z balkonu i jak kot wylądowała miękko na chodniku.
- Skończyliście? - spytała siadając obok partnera. Ten nadal na nią zły dał jej porządną sójkę w bok, na co ona się skrzywiła. - Ej, za co to? - mruknęła.
- Za to żeś mi zabrała część zabawy a ty oddawaj to coś mi ukradł – syknął.
- Oj, Dante! Jakbyś lepiej poszukał to byś je znalazł – zaśmiał się Vergil.
- Co?! - furia wywołana zaginięciem JEJ zdjęcia jeszcze nie wyparowała z białowłosego. Powstał szybko chcąc skrócić o głowę swego brata. Ten się osłonił kataną i walka rozpoczęła się na nowo. Tym jednak razem nie trwała długo, z powodu dużego zmęczenia obu mężczyzn. Evil tylko pokręciła z niedowierzaniem głową i poczekała cierpliwie aż skończą. Gdy koniec nie nadchodził, postanowiła sama ich rozdzielić.
- Dante, dość już tego – rzuciła z irytacją w głosie, łapiąc łowcę za kołnierz płaszcza i powalając go na ziemię. - Ty Vergil, nie prowokuj go już!! Bo ja będę musiała się tobą zająć – dodała z nutką groźby w głosie. Zaczynała mieć dość tej potyczki.
- No dobra, na ten moment to koniec. Ale i tak ci dokopię, Vergil - mruknął. - Co to za zlecenie, moja droga - zwrócił się do łowczyni.
- Pewni znawcy antyków znaleźli ukryte pomieszczenie w starym od dawna niezamieszkałym domu, mieszczącym się gdzieś poza naszym miasteczkiem, dokładne położenie zna Morisson. Ci ludzie proszą o ochronę, gdyż będąc tam pierwszy raz jeden z nich został zaatakowany przez coś. Zapłacą dość sporo za ochronę - wyjaśniła. Nic nie musiała więcej dodawać, Dantego to zainteresowało. Wstał, otrzepawszy płaszcz wyciągnął dłoń w jej kierunku. Evil popatrzyła na niego trochę zdziwiona i po chwilce zrozumiała o co mu chodziło. Zwróciła jego pistolety. Dante schował je pod płaszczem i razem z pół-anielicą udał się na misję.

Tymczasem Vergil sięgnął po pochwę od katany i chowając ją ruszył w sobie wiadomym kierunku. Musiał przyznać, że brat nieźle walczył. „Hm, wyrobił się przez ten czas. Tyle tylko jak przyjmiesz to, co chcę ci niedługo powiedzieć” - zastanowił się skręcając w uliczkę prowadzącą do osiedla małych, podobnych do siebie domków. Klucząc między alejkami w końcu dotarł przed rzeźbioną furtkę. Wszedł do przydomowego ogródka i chwilę później był już w środku. Odwiesił swój płaszcz na wieszak a katanę położył na stoliku.
- Jestem już! - zakrzyknął a zaraz z salonu wyjrzała kobieta i uśmiechnęła się promiennie.
- Witaj synu! - uścisnęła go mocno i poprowadziła do kuchni. - Ojciec zaraz przyjdzie. Musiał gdzieś wyjść i coś załatwić – zagadnęła. - Powiedz, jak tam sprawa z Dante.
- Ni jak. Nie mogłem mu nic powiedzieć, bo gdy się zjawił w pubie, był bardzo wściekły za zniknięcie twojego zdjęcia – wyjaśnił siadając przy stole i obserwując poczynania matki.
- Och, przejdzie mu. Jedz – powiedziała podając mu talerz z kanapkami i szklankę soku.
- Dziękuję mamo – odparł. W tym momencie w zamku od drzwi zachrobotał klucz i do środka wszedł wysoki białowłosy mężczyzna.
- Wróciłem!! - rzekł stając w wejściu do kuchni. - O Vergil, ty też już jesteś. Powiedz, co z Dante.
- Ojcze, on się wścieknie za to – stwierdził młody Sparda. - Nie będzie chciał mi uwierzyć i ponownie zaczniemy walkę bez końca – dodał ze skwaszoną miną.
- Hm, to może wyjaśnij jego partnerce, Evil, by mu jakoś w przystępny sposób to powiedziała. Jeśli ona nie zechce to zostaje jeszcze Donnie. Spotkałem ją wczoraj i sobie trochę porozmawialiśmy o Dante. Zgodziła się pomóc, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Donnie? Nie znam jej, więc to ty jej opowiesz o was i niech potem wyklaruje Dantemu. Ze mną on nie będzie rozmawiał tylko walczył. Po prostu ma do mnie uraz – skomentował ponurym tonem Vergil po czym biorąc do ręki kanapkę wyszedł z kuchni i udał się do swego pokoju. Zamknął na klucz drzwi i w paskudnym nastroju położył się do łóżka nawet nie zdejmując przepoconych ubrań. Ta cała sprawa zaczynała go powoli irytować i najchętniej zaszyłby się gdzieś by przeczekać burzę z piorunami w wykonaniu brata. A tak musi w tym uczestniczyć.
- Mój drogi, o nic się nie martw. Wszystko się ułoży i znów będzie dane nam tworzyć szczęśliwą rodzinę – dodawała otuchy mężowi Eva kładąc swą dłoń na jego ramieniu. - Vergilowi też było trudno to zaakceptować i wiesz jaka była jego pierwsza reakcja. Dantego to nie ominie, ale w końcu uwierzy i będzie się cieszył tą chwilą. Wiem co mówię – dodała patrząc mu prosto w oczy z uśmiechem na ustach. Sparda pokiwał w zamyśleniu głową i mocno uściskał żonę.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się raduję, że ponownie cię mam u swego boku – szepnął lekko drżąc na całym ciele. - Ta rozłąka była najgorszą rzeczą pod słońcem, ale musiało tak być, żeby Mundus was nie mógł dostać w swe łapska – dodał odsuwając kobietę na wyciągnięcie ramion i przyglądając się jej wnikliwie. - Moja piękna, kocham was. W tej chwili przestało się wszystko dla tych dwojga liczyć.

***

W tym czasie Dante i Evil jechali z Morissonem na miejsce spotkania ze zleceniodawcami. W drodze wszyscy troje milczeli, każde z osobna pogrążone we własnych myślach. Dante zaczął podejrzewać, że coś ciągnie Evil do Vergila i odwrotnie, ale nie miał na to dowodów a pytać też nie chciał. Evil nie sądziła, że Dante wpadnie aż w taką furię za zniknięcie zdjęcia. Wiedziała czyje ono było. Zza chmur wyglądał na nich co i raz księżyc w pełni. W końcu po półtorej godzinie jazdy dotarli na miejsce. Dom rzeczywiście był stary i od dawna nie zamieszkany. Tynk i dachówki nie mogły wytrzymać czasu i odpadły, tworząc gruzowisko a w niektórych oknach ziała pustka. Inne były osłonięte jedynie nylonem z jakichś worków po nawozach. Otoczenie niegdyś było pięknym ogrodem, a teraz pozarastane tworzyło ciemny i mroczny las a płot kiedyś z siatki i rzeźbionego kamienia porośnięty został pnącym bluszczem, powojem oraz winobluszczem. Przed budynkiem zebrało się sześć osób, z których wyłonił się jeden, młody mężczyzna ubrany w ciemnozieloną kurtkę i spodnie z materiału. Uśmiechnął się na widok przybyłych łowców i westchnął z wyraźną ulgą.
- Cieszę się, że państwo się zgodzili nas ochraniać – zagadnął do Dantego wyciągając dłoń na przywitanie. - Jestem Tim, a to moi współpracownicy. Nie ma jednak z nami Martina, od tamtego wydarzenia nie może dojść do siebie.
- Rozumiem, to jest moja partnerka, Evil. Czy to odkrycie ma aż tak wielką wartość żeby ryzykować za nie życiem? - zapytał Dante, gdy weszli już do środka. Evil pozostała na zewnątrz rozglądając się po ponurym miejscu.
- Panie Dante, znam wielu ludzi, którzy oddali by wszystko by mieć choćby jedną z tych płyt w swej kolekcji – rzekł prowadząc towarzyszy po krętych schodach na najwyższe piętro. Gdy weszli na ostatnie piętro, skręcili w korytarz o ich lewej stronie i poszli dalej. Otwierając drzwi, znaleźli się w wielkim pokoju, pod każdą ze ścian były ustawione regały, a na nich leżała cała masa nieużywanych płyt. Koneserzy widząc takie skupisko aż jęknęli z zachwytu i poczęli szybko brać się do roboty. Na środku pokoju ustawili pudła i zajęli się ich zapełnianiem.
- Tim, puściłbyś jakąś muzykę. Przygnębiające to miejsce – zaproponował jeden grubszy facet przysiadając na prawie zapełnionym pudle. Dante rozpostarł się na wytartej kanapie, gdzie Tim ustawił mini sprzęt grający.
- Dobrze – zgodził się.
- Może ta płyta – łowca wskazał na krążek przyczepiony do wieka odtwarzacza.
- Co? - Tim drgnął na dźwięk jego głosu. - Aaa, ta. To wyjątkowy kawałek. Legendarna królowa rocka, Elena Huston. – zamyślił się i włączył na cały głos piosenkę.
 muza

Ostra muzyka rozniosła się po całej okolicy a zebrani w budynku koneserzy, gdy ją usłyszeli od razu poczuli się lepiej. Niektórzy nawet trzęśli się do rytmu. Dantemu bardzo się ona spodobała.
- Ooo, trafia prosto do duszy – mruknął łowca wsłuchując się w nią.
- Tak, mocna a zarazem tak delikatna – stwierdził Tim spoglądając gdzieś w jakiś punkt na ścianie. - gdzie się podziała pańska partnerka? - zapytał z ciekawości.
- Jest na zewnątrz, pilnuje by nic się tu nie dostało – odpowiedział Sparda.
- Aha – westchnął Tim wzruszając ramionami.
Brzmienie owej piosenki uniosło się daleko aż dotarło do małych ruin, gdzie zostało usłyszane przez pewną istotę. Kiedy tak zasłuchała się w melodii rozpoznała co to za piosenka.
- Tak... to... ona... to jest... moja... piosenka – jęczała z zachwytu. Postanowiła ją odzyskać za wszelką cenę. Udała się więc w kierunku skąd grała muzyka. Tymczasem grupa koneserów miała spakowane trzy duże pudła, a pozostało jeszcze wiele płyt do zabrania, gdy Dante wyczuł, że coś się zbliża.
- No więc, już czas by trochę popracować – szepnął jakby do siebie. Chwilę później przez okna zaczęły się przedostawać małe potworku z wyglądu przypominające kijanki, lecz zamiast głowy miały otwory gębowe z wystającymi kłami jak szpilki. Zaatakowały wszystkich ludzi przebywających w domu i Morrisona z Evil będących na zewnątrz, rzucając im się do gardeł. Walka potrwała jakiś czas gdy w oknie pojawił się kobiecy demon ubrany w białą tunikę, trochę już jednak poszarpaną, i białe spodnie ze zdobieniami. Zaczęła krzyczeć jak banshee, co i raz przewracając jakieś pudło, czy regał. Dante opierał się jej wrzaskowi i już miał zaatakować, gdy dobiegł do jego uszu krzyk jednego z ludzi.
- Tim!! - wrzasnął gruby facet, podbiegając do rannego. Potwór zaprzestał ataku, widząc leżącego mężczyznę i szybko uciekł. Kiedy większość pudeł była już zapakowana i zniesiona do samochodów a ranny opatrzony, Dante podszedł do niego.
- Jak się pan czuje? - zapytał Sparda.
- Lepiej. Ale to była Elena – stwierdził. - Jestem tego pewien. Przez chwilkę ją zobaczyłem i wiem już, że to była ona – zaczął gorączkowo szeptać. - Dawno temu, spotkałem ją w barze, śpiewała jakiś kawałek i bardzo mi się to spodobało. Po bliższym zapoznaniu, zakupiliśmy dla niej gitarę i zaczęliśmy szukać muzyków. Gdy minął miesiąc, Elena miała już zespół i grała na ulicy. Coraz więcej ludzi stawało się jej fanami i wkrótce potem, zdołałem załatwić jej kontrakt. Było ciężko, ale po wydaniu pierwszej płyty odnieśliśmy sukces. Lecz jakiś czas później, coś dziwnego zaczęło się z nią dziać. Nie chciała odbierać telefonu, ani nie przyjmowała gości. Odwróciła się też ode mnie - opowiadał lecz zrobił przerwę na to wspomnienie, gdy po raz kolejny, nie otworzyła mu drzwi. Posmutniał ale kontynuował. - Nie tylko z Eleną było źle. Zaczęło częściej dochodzić do kradzieży a nawet zabójstw wśród tych, którzy słuchali jej piosenek. Od tamtego momentu, rozpadł się zespół a Elena zniknęła. Nikt nie wiedział co się stało. Teraz, po tylu latach już domyślam co jej się przydarzyło - zakończył.
- Została opanowana przez demona, więc to nie jest już dawna Elena Huston - rzekł Dante, a przysłuchująca się rozmowie Evil jedynie pokiwała głową.
- Więc co zamierzacie, łowcy demonów? - zapytał Tim patrząc to na białowłosego, to na jego partnerkę.
- Wiesz, Dante, można jej pomóc... - wtrąciła Evil.
- Jak? - zapytali obaj mężczyźni równocześnie.
- Mogę rozdzielić jej ciało i duszę od tego demona a ty Dan pozbędziesz się potworka – wytłumaczyła kobieta.
- Rozdzielić ciało i duszę od demona? Kim pani jest? Nikt tak nie może zrobić – rzekł Tim niedowierzając słowom łowczyni.
- Pan już tego nie musi wiedzieć. To niebezpieczne za dużo wiedzieć i jeszcze jedno, wszystko co będzie się tam działo zachowa pan dla siebie i dla własnego dobra – rzekła spoglądając na niego wyczekująco. Ten pokiwał głową na znak zgody. - Gdzie będzie najlepiej ją dorwać? - zapytała.
- Na tyłach tego domu jest coś na miarę magazynu. Może tam spróbujecie. Moi ludzie jeszcze nie wszystko zdołali zabrać – zaproponował ciągle nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Łowcy niezwłocznie udali się na tyły budynku i weszli do dużego pomieszczenia, częściowo pokrytego już grubą warstwą mchu i bluszczu. Przez wybite szyby w dwóch dużych oknach zaglądał księżyc w pełni, oświetlając jego wnętrze. Tim ustawił swój sprzęt i na umówiony znak miał włączyć pożądaną przez demona płytę. Dante ustawił się na podeście w centrum a Evil stanęła po przeciwnej stronie magazynu. Przymrużyła oczy i poczęła szeptać cichutko niezrozumiałe dla nich obu słowa. Dante dał znak by Tim włączył muzykę. Po chwili mocne brzmienie piosenki Eleny ponownie rozniosło się echem po okolicy. Gdy demon je usłyszał od razu podążył w kierunku skąd ono rozbrzmiewało. Jak na zawołanie stwór pojawił się tam gdzie go oczekiwano. Zobaczywszy łowcę ruszył do ataku, krzycząc jak banshee. Dante lekko i zwinnie robił uniki strzelając do niej. Elena-demon unikała kul jak mogła i w końcu przyczaiła się pod sufitem w kącie. Na krótki moment dotknęła belki i w mgnieniu oka coś zajarzyło się na czerwono. Jak oparzona zleciała na dół w prost na białowłosego. Sycząc i wrzeszcząc ponownie zaatakowała z furią, lecz Tim nie mogąc tego wytrzymać strzelił do niej. Evil narysowała w powietrzu kilka run i wokół stwora pojawiła się mleczna mgiełka, która z każdą sekundą ciaśniej oplatała ciało Eleny. Ona miotała się jeszcze chcąc wyrwać się z uścisku, lecz z każdą minutą słabła aż w końcu upadła na kolana trzymając się za głowę. Kiedy mgiełka zaczęła opadać ranny demon znów postanowił walczyć. Tym razem Evil przeszła do akcji, łapiąc potwora za głowę i przygwożdżając go do ziemi. Wyszeptała kilka słów jej do ucha. Demon zamarł w dziwnej pozie a twarz wykrzywił grymas pełen nienawiści. Łowczyni nadal trzymając go w mocnym uścisku, przyłożyła rękę do jego czoła i szeptała dalsze słowa zaklęcia. Evil wypuściła swe skrzydła i zakryła ich oboje, tak by ani Dante ani tym bardziej Tim, nie widzieli co się dzieje. Elena ostatkiem sił próbowała się wydostać spod skrzydeł, ale wyczerpana opadła na posadzkę i po chwili wsłuchała się w wypowiadane szeptem słowa. Demon, który opanował młodą piosenkarkę nie chciał opuścić jej ciała i zaciekle walczył z magią Evil. Ta jedynie uśmiechnęła się wrednie i przyciskając mocniej kobietę, cicho zaśpiewała ostatnie wersety zaklęcia. Dante i Tim przyglądali się temu w milczeniu, a ten drugi w dodatku z szeroko otwartymi oczami i z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. „To jakiś okropny sen” - przeszło mu przez myśli, lecz pokręcił przecząco głową, obserwując dalej co będzie się działo. Po pewnym momencie Dante usłyszał w głowie okropny wrzask i pisk. Evil szybko zerwała się trzymając kobietę za ramiona i odskoczyła od tego, co siedziało w Elenie. Położyła piosenkarkę delikatnie na posadzce, blisko Tima a Dante zajął się stworem. Nie minęła minuta jak maszkara była martwa.
- Elena. Elena – szeptał gorączkowo Tim potrząsając lekko kobietą. - Proszę, wróć do mnie – błagał. Ta poruszyła się nieznacznie. Zadowoleni łowcy wyszli na zewnątrz budynku i udali się w stronę samochodu Morissona.
- Trzeba zadzwonić po karetkę – mruknął białowłosy. Po kilkunastu minutach jazdy powrotnej, znaleźli się przed biurem Dantego.
- Może mi wyjaśnisz co zrobiłaś z Eleną? - zaczął Sparda wchodząc do środka.
- Uwolniłam ją od męczącej poczwary – odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Wiesz, dziwna trochę jesteś. A skąd te skrzydła?
- Ja je cały czas mam – odparła.
- Taa? To czemu nic mi o tym nie wiadomo? - zapytał z nutką rozżalenia w głosie.
- A pytałeś o cokolwiek dotyczącego mej osoby? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, siadając na kanapie. - Gdybyś się choć trochę zainteresował tym, z kim pracujesz to byś wiedział dużo więcej – prychnęła z lekką ironią w głosie.
- Dobra, nie będziemy się przecież o to kłócić – mruknął Dante siadając obok. - To jak, co zrobimy z tak pięknie rozpoczętą nocą?
- Nie wiem jak ty, ale ja udaję się do siebie w pielesze. Trochę zmęczyło mnie to i wolę nie zarywać nocy – westchnęła, wstając i kierując się do wyjścia.
- A nie masz ochoty na odrobinę zabawy? - zaproponował idąc za nią.
- Wybacz, ale nie – i już jej nie było. Dante podrapał się po swej białej czuprynie i zamknąwszy drzwi, udał się do pokoju na górze. Rzucił się na łóżko a ręce ułożył pod głową. W takiej pozycji usnął.

Następnego dnia rankiem Evil została okrutnie wybudzona ze snu przez dzwoniący, od dobrych paru minut, telefon. Niechętnie zwlekła się z łózka i odebrała.
- Słucham – ziewnęła do słuchawki.
- Witaj, to ja, Vergil – odpowiedział męski głos. - Jesteś u siebie?
- A gdzie by indziej? - warknęła, w duchu mieląc kilka przekleństw pod jego adresem. - Czego chcesz?
- Mam pewną sprawę, będę za pół godziny – i rozłączył się nie dając kobiecie chwili czasu na odpowiedź. Wściekła ruszyła do łazienki by doprowadzić się do jakiegoś lepszego stanu.
- Jaki punktualny – mruknęła do siebie, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. Wpuściła mężczyznę do środka i poprowadziła do kuchni. Wskazała miejsce przy stole a sama zajęła się przygotowywaniem dla siebie posiłku.
- Napijesz się czegoś – szepnęła ciągle mając chęć na ziewanie.
- Nie, dziękuję. Słuchaj, ta sprawa jest delikatna. Chodzi o Dantego - zaczął
- Tak, a o co dokładniej?
- Hm, znasz naszą historię...
- Vergil przestań gmatwać i owijać w bawełnę. Mów co jest bo zaczynam tracić cierpliwość i mogę być nieuprzejma - zagroziła, zalewając kawę gorącą wodą.
- Dobra, nasi rodzice żyją i chcą się spotkać z nim. Lecz do tego musi być jakoś przygotowany i tak pomyślałem, że ty może go jakoś do tego nastawisz - wyrzucił z siebie.
- Naprawdę żyją? - zdziwiła się. - Czemu nie powiedziałeś wtedy mu o tym? Tam w barze?
- Widziałaś, że się rzucił na mnie jak wilk - próbował się bronić lecz Evil nadal gromiła go spojrzeniem.
- Mogłeś przynajmniej spróbować mu to powiedzieć - mruknęła z wyrzutem.
- Lepiej jak ty to zrobisz, ciebie wysłucha do końca. Ze mną będzie walczył do upadłego - dodał wstając. - To jak, pomożesz nam? - zapytał po chwili patrząc wyczekująco na jej reakcję.
- Pomogę. Dante przecież musi wiedzieć, że ma rodzinę - westchnęła ciężko. "Też bym tak chciała" - pomyślała czując ukłucie zazdrości w sercu. Odprowadziła Vergila do wyjścia i po chwili usiadła na kanapie w salonie pogrążając się w myślach. Nie wiedziała, że jej partner był w pobliżu i widział wychodzącego brata. A to było już zapowiedzią katastrofy.
- W jaki sposób tobie to powiedzieć, tak byś nie potraktował tego jak jakiś żart - zastanawiała się Evil. - Mam, już wiem. Ty, Donnie też wkroczysz do akcji i pomożesz - mruknęła do siebie i szybko wykręciła numer do znajomej. Po kilku sygnałach odebrała.
- Cześć, Donnie. Tu Evil. Możemy się spotkać? - zapytała. 
- Jasne, kiedy i gdzie? - odparła dziewczyna.
- Najlepiej jeszcze dziś i to zaraz - rzekła łowczyni.
- A coś się stało?
- Tak, musisz mi pomóc. Chodzi o Dantego. Z resztą wyjaśnię jak się spotkamy w tej kawiarence co zawsze - wyjaśniła pokrótce Evil i gdy Donnie się zgodziła, rozłączyły się. Po kilkunastu minutach obie siedziały już przy stoliku pod parasolkami. 
- To o co chodzi? - zapytała zniecierpliwiona milczeniem Evil, Donnie.
- Był u mnie Vergil...
- Czego on znowu chce? - warknęła Donnie przerywając łowczyni w pół zdania.
- Oj, słuchaj. Powiedział, że ich rodzice żyją. Dante o tym nie wie, a i Vergila nie będzie słuchał, jak ten się pojawi na horyzoncie. Zaczną znów walczyć i tu musimy my działać. 
- A Dan wie, że jego brat cię nachodzi? - spytała z nutką sarkazmu w głosie.
- On mnie nie nachodzi - prychnęła Evil, lecz chwilę tak się zastanowiła czy słusznie się oburza. - Poza tym to ważniejsze. Jak przekazać Dantemu radosną wiadomość, by nam uwierzył i by aż tak się nie wkurzył za okłamywanie i ukrywanie przed nim prawdy - dodała.
- Evil, ja ich ojca niedawno spotkałam i z przyjemnością pomogę. Tylko kiedy chcesz mu to powiedzieć?
- Możemy spróbować dziś, jak nie jesteś zajęta - zaproponowała łowczyni, na co Donnie z chęcią przystała. Reakcja Dantego była do przewidzenia, gdy obie wyjaśniały mu sytuację. Z początku nie mógł uwierzyć, że matka jak i ojciec żyją i się ukrywali by Mundus ich nie dopadł. Miał też im za złe to. Zostawili go samego sobie, nie interesując się zbytnio synem. I właśnie przez to też oskarżał Vergila, że jest wszystkiemu winien i na odwrót. Vergil jego. Jednak cała złość przepadła gdzieś daleko za białowłosym łowcą, gdy spotkał się z rodzicami. Cieszył się jak małe dziecko, któremu dano piękną zabawkę i nie mógł, czy nie chciał odstępować matki na krok. Pomieszkał razem z bratem i rodzicami jakiś czas i potem wrócił do siebie. Aczkolwiek nie zrezygnował z wizyt u nich. Eva nauczyła się też robić przepyszną pizzę wyłącznie dla Dantego, co białowłosy przyjął z pewną lubością wymalowaną na twarzy.

KONIEC.

 ***
Chyba nikt nie będzie zły jak tu się skończy ta historyjka. O błędach nie będę wspominać, pisałam ten post dość długo. A teraz to mnie już oczy zaczynają boleć i nie chce mi się sprawdzać. No i już dłużej nie mogę Was trzymać w ciekawości, bo Was pożre w całości i co mi z tego przyjdzie. Brak czytelników {Ach, marudzę i gadam bzdury. Nie słuchajcie mnie}.