poniedziałek, 7 lutego 2011

Misja piąta - Nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje.


- Może mi powiesz co to za miejsce, co? - odezwała się kobieta rozglądając się po opuszczonym magazynie znajdującym się na obrzeżach małego portowego miasteczka. W środku walały się wszędzie jakieś pordzewiałe beczki i żelastwo, po kątach były ustawione stosy z kartonowych pudeł a w powietrzu unosiły się pyłki kurzu.
- Cicho. Czekamy na kogoś - syknął zagadnięty mężczyzna wpatrując się w kąt po przeciwnej stronie. - Jak się zjawi to ja będę mówił. Lepiej żeby jak najmniej wiedział o tobie, więc się nie odzywaj i ignoruj jego zaczepki - mruknął. Jak na zawołanie w kącie, na który wcześniej białowłosy spoglądał, pojawił się ktoś. Z początku nie wyłaniał się z cienia, lecz gdy zauważył czekających na niego, wyszedł zza stosu kartonów i stanął na przeciwko Spardy i jego towarzyszki. Promienie słoneczne oświetliły jego postać tak, że Vergil i Evil mogli mu się dokładniej przyjrzeć. Garbus otaksował kobietę od góry do dołu, uśmiechając się szerzej, na co ona zareagowała cichym prychnięciem. Białowłosy mężczyzna mruknął cicho coś do towarzyszki i obrzucił przybyłego lodowatym spojrzeniem.
- Masz to co chciałem? - zapytał bez ogródek. Jego rozmówca bardziej przygarbił się i drążąc na całym ciele pokiwał głową twierdząco.
- T...tak panie. - Zza pleców wyciągnął mały pakunek i podał go Spardzie. Vergil wziął kobietę pod rękę i skierował się ku wyjściu.
- A...ale panie! - Wykrzyknął garbus. - A co z zapłatą? P...przecież b..byli... byliśmy umówieni – jąkał się i zaczął miętosić w ręku kawałek koszuli. Miał nadzieję, że Sparda właśnie po to przyprowadził tę młodą kobietę. Że to właśnie ona będzie stanowić nagrodę za trud, jaki włożył by wykraść demonom zawartość pudełka. Vergil odwrócił się w jego stronę, a twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- Daruję ci życie, pokrako. To chyba wystarczająca zapłata – warknął i pociągnął Evil na zewnątrz. Pozostały w magazynie mężczyzna mamrocząc coś o zemście zniknął tak szybko jak się pojawił. Tymczasem Sparda z pół-anielicą wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę. Evil mimowolnie spoglądała co jakiś czas na pakunek leżący na kolanach Vergila. Zaciekawiona zawartością postanowiła wybadać białowłosego.
- Co w nim jest, że musieliśmy się spotykać w tym zatęchłym miejscu? - zagadnęła wskazując na rzecz. Chciała po nią sięgnąć, lecz białowłosy ją złapał za rękę i ścisnął mocniej.
- Nawet nie próbuj tego dotykać – syknął przez zaciśnięte zęby. - Nie interesuj się tym zbytnio, nie jest dla ciebie i nie będzie do ciebie należeć – dodał wypuszczając jej dłoń.
- To bolało. A poza jak nie chcesz mówić, to nie. - szepnęła rozcierając nadgarstek. Oparła głowę o szybę i w milczeniu przyglądała się krajobrazowi. Jazda dłużyła się niemiłosiernie, więc kobieta przymknęła powieki i po niecałej minucie zapadła w sen. Sparda zerknął na nią i pogrążył się we własnych myślach.

Niewielki domek stojący na końcu uliczki zbudowany był z czerwonej cegły. Mieszkańcom osiedla wydawał się niepozorny i niczym nie wyróżniający spośród innych. Mieszkała w nim od miesiąca pewna kobieta z czarnowłosą dziewczynką o żywo zielonych oczach i bladej cerze. Z nikim nie nawiązywała bliższych kontaktów z obawy przed odkryciem prawdy. Wolała, żeby były uważane za odludków niż żeby jakieś wścibskie baby miały plątać się po jej domu i wypytywać o szczegóły ich życia jej córkę. Kiedy mała podrosła, posłała ją do miejscowej szkoły, lecz z powodu jednego incydentu dziewczynka została wydalona. Ludzie zaczęli coś szeptać między sobą, jakoby to właśnie ta mała była winna całemu zdarzeniu. Pewnego wieczoru, mała nie mogąc zasnąć, poprosiła matkę by została przy niej.
- Mamusiu, opowiedz mi proszę, jedną z tych historii, które słyszałaś od babci – zaproponowała układając główkę na ramieniu kobiety. Ta przystanęła na tę propozycję.
 
~*~

Pewnego razu o wschodzie słońca przed małą chatką zjawiła się staruszka. Była osłabiona i wycieńczona długą podróżą. Zakołatała do drzwi i otworzyła jej kobieta trzymająca na rękach płaczące dziecko. Zaprosiła staruszkę do środka.
- Czego byście chcieli matulu? – zapytała ciągle uspokajając maleństwo.
- A no kubek wody i kawałek placka – odparła rozglądając się po małej izdebce. Młoda matka ruszyła od razu by wykonać to. Gdy staruszka już się napiła i zjadła placek, zaczęła nucić nieznaną młodej melodię. Pokrótce dziecko uspokoiło się i nawet zaczęło machać rączkami do rytmu. Matka zdziwiona tym ułożyła dziecię w kołysce i wróciła do staruszki.
- Daleko macie jeszcze do domu, matulu? - zapytała.
- Oj jeszcze daleko – odparła. Młoda zaczęła szykować trochę jedzenia i picie na drogę dla starszej. Gdy była gotowa włożyła wszystko do torby i podała jej.
- Dziękuję, jesteś dobrą młodą matką. Nie znasz mnie a mimo to ugościłaś mnie tym co masz. Jestem siostrą Śmierci. Twoje dziecko otrzyma więc prezent na dalsze życie. Oto jest Pierścień Brzasku. Gdy twa córeczka podrośnie niech go nosi zawsze. Śmierć nigdy jej nie zabierze do siebie – rzekła i będąc na dworze rozpłynęła się we mgle. 
 
~*~

- A co się stało z tą młodą matką i dzieckiem? Kim one były? - zapytała dziewczynka.
- Gdy mała podrosła, nosiła pierścień, który teraz otrzymasz ty – odpowiedziała matka.
- Jak to?
- Tą młodą kobietą była twoja prababka a dzieckiem moja matka – wyjaśniła, wyjmując z kieszeni małe granatowe pudełeczko. - Otwórz i załóż pierścień. Będzie cię ochraniał – dodała patrząc wyczekująco na córkę. W tej samej chwili pojawiły się demony różnorakiej wielkości. Rozpierzchły się po całym osiedlu i węsząc zaczęły poszukiwania. Wywarzając drzwi, wdzierały się do mieszkań i zabijały ludzi. Wśród mieszkańców zapanował chaos i strach. Wszędzie słychać było wrzaski zabijanych domowników jak i przechodniów oraz radosne zawodzenia demonów.
- Kochanie, chodź ze mną – szeptała przerażona kobieta, prowadząc małą do niewielkiej piwnicy z małym okienkiem wychodzącym na ulicę. - Schowaj się tu i nie wychodź dopóki to wszystko się nie skończy. Dobrze? - rzekła udając się na górę. - Zasłoń to okienko, szybko. Wrócę – zapewniła dziecko i po chwili zniknęła za drzwiami, przekręcając klucz w zamku. Dziewczynka jeszcze krzyknęła by tego nie robiła, lecz było już za późno. Kobieta nawet nie zdążyła uciec daleko, gdyż dopadł ją jakiś niski i rogaty demon. Pokrótce zjawili się i inni i rozpoczęli dance macabre. Mała lekko uchyliła zasłonięte okno i przez szparę obserwowała strwożonym wzrokiem co te okrutne potwory wyczyniają z ciałem kobiety. Wtedy to dziewczynka zrozumiała, że matka już nie powróci.”

Evil nagle rozbudziła się czując jak coś ją przygniata. Rozejrzała się i zauważyła, że nie ma Vergila a samochód leży na dachu. Szyby były wybite a maska zgnieciona jakby z czymś się zderzyli. Uwalniając się z pasów, zdołała wyczołgać się na zewnątrz. Usiadła i ponownie zaczęła się rozglądać. Wstając lekko zachwiała się na nogach. Gdy wypatrzyła niebieski płaszcz mężczyzny leżącego na brzuchu, ruszyła w tamtym kierunku. Podeszła do białowłosego i uklękła przy nim. Odwróciła go na plecy, co przyjął z jękiem. Otworzył oczy i tępo wpatrywał się w nią.
- Co się stało? - zapytała
- Sam nie wiem – wysapał ciężko oddychając.
- Jazda z nadmierną prędkością jest przyczyną wielu wypadków – zaśmiał się chrapliwie ktoś zza pleców łowczyni. Ta szybko się odwróciła i ujrzała pochylającego się nad nimi potwora z przydługimi łapskami bezwolnie zwisającymi wzdłuż ciała. Z pyska skapywała jakaś dziwnego koloru posoka a ślepia błyszczały jasną czerwienią i chęcią mordu. Ów stwór wciągnął do nozdrzy ich zapach i po sekundzie odsunął się od nich warcząc:
- Anielski pomiot i syn zdrajcy!! - zawył głośno i wokół nich utworzył się piaskowy wir. Gdy opadł Sparda i Evil byli okrążeni przez kilkunastu demonów. Łowczyni szybko wyciągnęła pistolety i zaczęła do nich strzelać. Jeden z demonów zarechotał.
- Nic nam tymi pukaweczkami nie zrobisz, maleństwo – wycharczał. - My nie jesteśmy tymi pospolitymi demonami - gdy to powiedział kobieta szybko porwała katanę Vergila i zaatakowała najbliższego demona, tnąc od dołu do góry. Pierwszy padł a spod niego wypłynęła ciemnoczerwona jucha.  Inne natychmiast ruszyły na kobietę, lecz ta robiąc uniki zadawała co i raz mordercze ciosy przeciwnikom. Niedługo potem zmęczona usiadła obok białowłosego, wycierając katanę o swój płaszcz.
- Vergil, żyjesz? - zapytała łapiąc oddech. 
- Tak. Skąd umiesz tak walczyć kataną? - odpowiedział przypatrując się jej z niedowierzaniem.
- Myślę, że od dawna to potrafię. Jak się czujesz?
- Bywało gorzej - szepnął próbując się podnieść syknął. 
- Daj to obejrzeć - mruknęła i odchyliła płaszcz. Plama krwi na koszuli białowłosego ciągle się powiększała. Łowczyni nic nie mówiąc rozpięła ją i przyłożyła dłoń do rany. Zaczęła szeptać niezrozumiałe dla Spardy słowa. On poczuł, że drętwieje a skóra wokół rany zaczyna palić żywym ogniem. Po krótkim czasie wszystko ustało, a on poczuł się jakby nic mu się nie stało.
 
***
Na dziś tu chcę zakończyć. Miałam nie rozdzielać tej misji, lecz zmieniłam zdanie. Myślę, że ten post się spodoba.