poniedziałek, 7 marca 2011
wtorek, 1 marca 2011
Epizod-przerywnik w misjach. Dante Sparda
No i coś mi się udało tak napisać. To tylko taka historyjka-przerywnik w publikowanych Misjach. Na początek daję o Dante Spardzie. Myślę, że się spodoba.
***
Był późny wieczór gdy Dante wrócił do siebie. Zlecenie od Lady wykonał perfekcyjnie i bez żadnego wysiłku. "Nie wiem, co było w tym takiego trudnego, że sama tego nie mogła załatwić" - zastanowił się stając w drzwiach. Coś go w tej chwili zaniepokoiło.
- Ktoś tu był - mruknął rozglądając się po pomieszczeniu. Niektóre rzeczy były poprzestawiane, inne jeszcze porozrzucane po całym pokoju, jakby przeszedł mały aczkolwiek silny wicherek.
- Hej, co się tu stało? - zapytała zdziwiona wyglądem pokoju Evil, pojawiając się tuż za plecami Spardy. - Ktoś ci się włamał?
- Na to wygląda - syknął białowłosy, wchodząc do środka. - Nie mam tu wartościowych sprzętów, więc złodziej wyszedł z pustymi rękami. Chociaż, nie!! - warknął i zaczął grzebać w szufladach biurka. - Gdzie ono jest? - szeptał gorączkowo wywalając zawartości każdej z szuflad.
- Co szukasz? - spytała. Dante popatrzył na nią krzywo.
- Zdjęcia. Nie ma go, a stało na biurku – rzucił szperając koło kanapy.
- A może Patty je wyrzuciła razem z piętrzącymi się tu stosami po pudełkach od pizzy – zasugerowała łowczyni.
- Ta, jasne. Nawet dobra z niej sprzątaczka, a fotografii by nie tknęła, bo już kiedyś za to dostała – rzekł coraz bardziej wściekły.
- Ty ją biłeś? - spytała zaskoczona jego wyznaniem. Sparda popatrzył na nią spod byka i powrócił do poszukiwań. Niestety zdjęcia nigdzie nie mógł znaleźć więc zrezygnowany usiadł na kanapie. Po dosłownie króciutkiej chwili jego uwagę przykuła mała karteczka zawieszona od wewnętrznej strony drzwi wejściowych. Szybko znalazł się tam i zerwał świstek papieru. Odczytał wiadomość i wpadł we wściekłość. Szarpnął je prawie wyrywając z zawiasów i wybiegł na podwórze. Evil podążyła za nim, zaniepokojona jego zachowaniem.
- Dante!! Dokąd tak biegniesz? Co to za wiadomość? Zatrzymaj się na chwilę!! - próbowała dowiedzieć się więcej na temat tejże karteczki. Ten tylko prychnął coś niezrozumiale i biegł dalej. „Już po tobie braciszku!!” pomyślał mściwie, skręcając w kolejną uliczkę. Przebrnął przez trochę zatłoczony powracającymi jeszcze do swych domów mieszkańcami, chodnik i w przeciągu kilkunastu minut był pod barem. Neon a nawet plakaty zawieszone po obu stronach wejścia nie bardzo zachęcały do zajrzenia do środka, ale Dante nawet nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, wiedziony furią, którą chciał przelać na brata. Stanął w drzwiach i rozejrzał się wokoło. Gdzieś w kącie ledwo sączyła się muzyka ze starej szafy grającej. Dym unosił się do góry mieszając się z potem i oparami alkoholu. Przebywający tam klienci odwrócili się na chwilę w jego stronę, lecz potem zajęli się własnymi sprawami. Tylko jedna osoba obserwowała każdy ruch białowłosego. A był to mężczyzna w niebieskim płaszczu o śnieżnobiałych włosach. Na widok Dantego uśmiechnął się krzywo i czekał aż ten go zauważy i podejdzie. Widział w jego oczach wściekłość i wiedział, że tak będzie zabierając mu zdjęcie Evy. Nie przypuszczał, że i ona tu się zjawi. „No cóż, jak już jesteś to może walka będzie choć troszkę honorowa” - pomyślał patrząc na kobietę tak długo żeby i ona go zauważyła. Dante już znalazł swą ofiarę i szybkim zamaszystym krokiem podążył w tym kierunku. Evil zrobiła to samo. Już się wszystkiego zaczęła domyślać, gdy zobaczyła Vergila grającego spokojnie w bilard. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
- Oddawaj mi moją rzecz ty śmieciu – warknął wściekle Dante zbliżając się do Vergila. Ten na moment zaprzestał granie i odwrócił się w stronę brata. Spojrzał na niego krytycznie i się roześmiał:
- Co mam ci takiego oddać? - zerknął na stojącą nieopodal Evil.
- Lepiej zwróć mi zdjęcie po dobroci, bo w przeciwnym razie będą ciebie wynosić w czarnym worku – wyrzucił z siebie białowłosy w czerwonym płaszczu, powoli wyciągając pistolety.
- Chyba nie zamierzasz tutaj urządzać burdy, Dante? - zapytała Evil spokojnym głosem. - Ludzie tu są. Jak chcesz się z nim bić, to lepiej wyjdźcie na zewnątrz. Za zniszczenia nie będę odpowiadać ja tylko ty i sam będziesz musiał z własnej kieszeni pokryć koszty napraw – dodała patrząc na obu wyczekująco. Obaj zerknęli na kobietę i parsknęli równocześnie śmiechem z jej miny, za co Dante oberwał w głowę a Vergil niestety uchylił się od ciosu łowczyni. Lecz po chwili białowłosy w czerwonym płaszczu spoważniał na twarzy i łapiąc brata za rękaw pociągnął w stronę wyjścia. Zaprowadził ich w jakieś bardziej ustronne miejsce. Vergil nie opierał się w ogóle, wyrwał rękę a na jego twarzy wykwitł półuśmiech. Dante bez słowa wyciągnął pistolety, lecz Evil wkroczyła do akcji i mu je zabrała.
- Co ty robisz? – warknął łowca. - Oddawaj mi je natychmiast!! - wrzasnął.
- Jeśli macie się bić to proponuję w ręcz lub na miecze – zawołała rozbawiona furią Dantego, z góry, siedząc na balkonie jakiegoś domu przylegającego do podwórza. - Tymi pukawkami nie będziesz mi tu strzelał, bowiem rozbudzisz ludzi i zlecą się tu jak muchy do... - nie kończąc uśmiechnęła się perfidnie.
- Tylko nie mów, że jesteś po jego stronie – rzucił Dante przywołując Rebelliona. Vergil wyciągnął Yamato.
- Po żadnej ze stron nie jestem, załatw szybko co masz do zrobienia i musimy ruszać. Mamy kolejne zlecenie i to bardzo opłacalne – dodała spokojnie, ciągle siedząc na balkonie. Jej białowłosy partner syknął coś pod nosem i rzucił się na wyczekującego dalszego rozwoju akcji, Vergila. Ten zaś zrobił unik i stanął po drugiej stronie podwórza.
- Nie uciekaj tylko walcz!! - rzucił Dante wściekły na wszystkich. Vergil nadal uśmiechnięty pokiwał pobłażliwie głową i zaatakował brata. Łowca w czerwieni zrobił unik i natarł mieczem na głowę przeciwnika z chęcią szybkiego go jej pozbawienia. Vergil uchylił się od ataku i sam zadał cięcie na klatkę piersiową Dantego, który szybko się odwdzięczył i odparował katanę brata, sam celując w brzuch przeciwnika. Raz po raz ich miecze stykały się iskrząc jak lonty. Walczyli zaciekle, Dante z pewną dozą zajadłości i furii, a Vergil, jakby od niechcenia i z pewnym rozbawieniem. W końcu zadyszani i spoceni usiedli naprzeciw siebie ciągle obserwując swoje ruchy. Evil też zeskoczyła z balkonu i jak kot wylądowała miękko na chodniku.
- Skończyliście? - spytała siadając obok partnera. Ten nadal na nią zły dał jej porządną sójkę w bok, na co ona się skrzywiła. - Ej, za co to? - mruknęła.
- Za to żeś mi zabrała część zabawy a ty oddawaj to coś mi ukradł – syknął.
- Oj, Dante! Jakbyś lepiej poszukał to byś je znalazł – zaśmiał się Vergil.
- Co?! - furia wywołana zaginięciem JEJ zdjęcia jeszcze nie wyparowała z białowłosego. Powstał szybko chcąc skrócić o głowę swego brata. Ten się osłonił kataną i walka rozpoczęła się na nowo. Tym jednak razem nie trwała długo, z powodu dużego zmęczenia obu mężczyzn. Evil tylko pokręciła z niedowierzaniem głową i poczekała cierpliwie aż skończą. Gdy koniec nie nadchodził, postanowiła sama ich rozdzielić.
- Dante, dość już tego – rzuciła z irytacją w głosie, łapiąc łowcę za kołnierz płaszcza i powalając go na ziemię. - Ty Vergil, nie prowokuj go już!! Bo ja będę musiała się tobą zająć – dodała z nutką groźby w głosie. Zaczynała mieć dość tej potyczki.
- No dobra, na ten moment to koniec. Ale i tak ci dokopię, Vergil - mruknął. - Co to za zlecenie, moja droga - zwrócił się do łowczyni.
- Pewni znawcy antyków znaleźli ukryte pomieszczenie w starym od dawna niezamieszkałym domu, mieszczącym się gdzieś poza naszym miasteczkiem, dokładne położenie zna Morisson. Ci ludzie proszą o ochronę, gdyż będąc tam pierwszy raz jeden z nich został zaatakowany przez coś. Zapłacą dość sporo za ochronę - wyjaśniła. Nic nie musiała więcej dodawać, Dantego to zainteresowało. Wstał, otrzepawszy płaszcz wyciągnął dłoń w jej kierunku. Evil popatrzyła na niego trochę zdziwiona i po chwilce zrozumiała o co mu chodziło. Zwróciła jego pistolety. Dante schował je pod płaszczem i razem z pół-anielicą udał się na misję.
Tymczasem Vergil sięgnął po pochwę od katany i chowając ją ruszył w sobie wiadomym kierunku. Musiał przyznać, że brat nieźle walczył. „Hm, wyrobił się przez ten czas. Tyle tylko jak przyjmiesz to, co chcę ci niedługo powiedzieć” - zastanowił się skręcając w uliczkę prowadzącą do osiedla małych, podobnych do siebie domków. Klucząc między alejkami w końcu dotarł przed rzeźbioną furtkę. Wszedł do przydomowego ogródka i chwilę później był już w środku. Odwiesił swój płaszcz na wieszak a katanę położył na stoliku.
- Jestem już! - zakrzyknął a zaraz z salonu wyjrzała kobieta i uśmiechnęła się promiennie.
- Witaj synu! - uścisnęła go mocno i poprowadziła do kuchni. - Ojciec zaraz przyjdzie. Musiał gdzieś wyjść i coś załatwić – zagadnęła. - Powiedz, jak tam sprawa z Dante.
- Ni jak. Nie mogłem mu nic powiedzieć, bo gdy się zjawił w pubie, był bardzo wściekły za zniknięcie twojego zdjęcia – wyjaśnił siadając przy stole i obserwując poczynania matki.
- Och, przejdzie mu. Jedz – powiedziała podając mu talerz z kanapkami i szklankę soku.
- Dziękuję mamo – odparł. W tym momencie w zamku od drzwi zachrobotał klucz i do środka wszedł wysoki białowłosy mężczyzna.
- Wróciłem!! - rzekł stając w wejściu do kuchni. - O Vergil, ty też już jesteś. Powiedz, co z Dante.
- Ojcze, on się wścieknie za to – stwierdził młody Sparda. - Nie będzie chciał mi uwierzyć i ponownie zaczniemy walkę bez końca – dodał ze skwaszoną miną.
- Hm, to może wyjaśnij jego partnerce, Evil, by mu jakoś w przystępny sposób to powiedziała. Jeśli ona nie zechce to zostaje jeszcze Donnie. Spotkałem ją wczoraj i sobie trochę porozmawialiśmy o Dante. Zgodziła się pomóc, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Donnie? Nie znam jej, więc to ty jej opowiesz o was i niech potem wyklaruje Dantemu. Ze mną on nie będzie rozmawiał tylko walczył. Po prostu ma do mnie uraz – skomentował ponurym tonem Vergil po czym biorąc do ręki kanapkę wyszedł z kuchni i udał się do swego pokoju. Zamknął na klucz drzwi i w paskudnym nastroju położył się do łóżka nawet nie zdejmując przepoconych ubrań. Ta cała sprawa zaczynała go powoli irytować i najchętniej zaszyłby się gdzieś by przeczekać burzę z piorunami w wykonaniu brata. A tak musi w tym uczestniczyć.
- Mój drogi, o nic się nie martw. Wszystko się ułoży i znów będzie dane nam tworzyć szczęśliwą rodzinę – dodawała otuchy mężowi Eva kładąc swą dłoń na jego ramieniu. - Vergilowi też było trudno to zaakceptować i wiesz jaka była jego pierwsza reakcja. Dantego to nie ominie, ale w końcu uwierzy i będzie się cieszył tą chwilą. Wiem co mówię – dodała patrząc mu prosto w oczy z uśmiechem na ustach. Sparda pokiwał w zamyśleniu głową i mocno uściskał żonę.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się raduję, że ponownie cię mam u swego boku – szepnął lekko drżąc na całym ciele. - Ta rozłąka była najgorszą rzeczą pod słońcem, ale musiało tak być, żeby Mundus was nie mógł dostać w swe łapska – dodał odsuwając kobietę na wyciągnięcie ramion i przyglądając się jej wnikliwie. - Moja piękna, kocham was. W tej chwili przestało się wszystko dla tych dwojga liczyć.
***
W tym czasie Dante i Evil jechali z Morissonem na miejsce spotkania ze zleceniodawcami. W drodze wszyscy troje milczeli, każde z osobna pogrążone we własnych myślach. Dante zaczął podejrzewać, że coś ciągnie Evil do Vergila i odwrotnie, ale nie miał na to dowodów a pytać też nie chciał. Evil nie sądziła, że Dante wpadnie aż w taką furię za zniknięcie zdjęcia. Wiedziała czyje ono było. Zza chmur wyglądał na nich co i raz księżyc w pełni. W końcu po półtorej godzinie jazdy dotarli na miejsce. Dom rzeczywiście był stary i od dawna nie zamieszkany. Tynk i dachówki nie mogły wytrzymać czasu i odpadły, tworząc gruzowisko a w niektórych oknach ziała pustka. Inne były osłonięte jedynie nylonem z jakichś worków po nawozach. Otoczenie niegdyś było pięknym ogrodem, a teraz pozarastane tworzyło ciemny i mroczny las a płot kiedyś z siatki i rzeźbionego kamienia porośnięty został pnącym bluszczem, powojem oraz winobluszczem. Przed budynkiem zebrało się sześć osób, z których wyłonił się jeden, młody mężczyzna ubrany w ciemnozieloną kurtkę i spodnie z materiału. Uśmiechnął się na widok przybyłych łowców i westchnął z wyraźną ulgą.
- Cieszę się, że państwo się zgodzili nas ochraniać – zagadnął do Dantego wyciągając dłoń na przywitanie. - Jestem Tim, a to moi współpracownicy. Nie ma jednak z nami Martina, od tamtego wydarzenia nie może dojść do siebie.
- Rozumiem, to jest moja partnerka, Evil. Czy to odkrycie ma aż tak wielką wartość żeby ryzykować za nie życiem? - zapytał Dante, gdy weszli już do środka. Evil pozostała na zewnątrz rozglądając się po ponurym miejscu.
- Panie Dante, znam wielu ludzi, którzy oddali by wszystko by mieć choćby jedną z tych płyt w swej kolekcji – rzekł prowadząc towarzyszy po krętych schodach na najwyższe piętro. Gdy weszli na ostatnie piętro, skręcili w korytarz o ich lewej stronie i poszli dalej. Otwierając drzwi, znaleźli się w wielkim pokoju, pod każdą ze ścian były ustawione regały, a na nich leżała cała masa nieużywanych płyt. Koneserzy widząc takie skupisko aż jęknęli z zachwytu i poczęli szybko brać się do roboty. Na środku pokoju ustawili pudła i zajęli się ich zapełnianiem.
- Tim, puściłbyś jakąś muzykę. Przygnębiające to miejsce – zaproponował jeden grubszy facet przysiadając na prawie zapełnionym pudle. Dante rozpostarł się na wytartej kanapie, gdzie Tim ustawił mini sprzęt grający.
- Dobrze – zgodził się.
- Może ta płyta – łowca wskazał na krążek przyczepiony do wieka odtwarzacza.
- Co? - Tim drgnął na dźwięk jego głosu. - Aaa, ta. To wyjątkowy kawałek. Legendarna królowa rocka, Elena Huston. – zamyślił się i włączył na cały głos piosenkę.
Ostra muzyka rozniosła się po całej okolicy a zebrani w budynku koneserzy, gdy ją usłyszeli od razu poczuli się lepiej. Niektórzy nawet trzęśli się do rytmu. Dantemu bardzo się ona spodobała.
- Ooo, trafia prosto do duszy – mruknął łowca wsłuchując się w nią.
- Tak, mocna a zarazem tak delikatna – stwierdził Tim spoglądając gdzieś w jakiś punkt na ścianie. - gdzie się podziała pańska partnerka? - zapytał z ciekawości.
- Jest na zewnątrz, pilnuje by nic się tu nie dostało – odpowiedział Sparda.
- Aha – westchnął Tim wzruszając ramionami.
Brzmienie owej piosenki uniosło się daleko aż dotarło do małych ruin, gdzie zostało usłyszane przez pewną istotę. Kiedy tak zasłuchała się w melodii rozpoznała co to za piosenka.
- Tak... to... ona... to jest... moja... piosenka – jęczała z zachwytu. Postanowiła ją odzyskać za wszelką cenę. Udała się więc w kierunku skąd grała muzyka. Tymczasem grupa koneserów miała spakowane trzy duże pudła, a pozostało jeszcze wiele płyt do zabrania, gdy Dante wyczuł, że coś się zbliża.
- No więc, już czas by trochę popracować – szepnął jakby do siebie. Chwilę później przez okna zaczęły się przedostawać małe potworku z wyglądu przypominające kijanki, lecz zamiast głowy miały otwory gębowe z wystającymi kłami jak szpilki. Zaatakowały wszystkich ludzi przebywających w domu i Morrisona z Evil będących na zewnątrz, rzucając im się do gardeł. Walka potrwała jakiś czas gdy w oknie pojawił się kobiecy demon ubrany w białą tunikę, trochę już jednak poszarpaną, i białe spodnie ze zdobieniami. Zaczęła krzyczeć jak banshee, co i raz przewracając jakieś pudło, czy regał. Dante opierał się jej wrzaskowi i już miał zaatakować, gdy dobiegł do jego uszu krzyk jednego z ludzi.
- Tim!! - wrzasnął gruby facet, podbiegając do rannego. Potwór zaprzestał ataku, widząc leżącego mężczyznę i szybko uciekł. Kiedy większość pudeł była już zapakowana i zniesiona do samochodów a ranny opatrzony, Dante podszedł do niego.
- Jak się pan czuje? - zapytał Sparda.
- Lepiej. Ale to była Elena – stwierdził. - Jestem tego pewien. Przez chwilkę ją zobaczyłem i wiem już, że to była ona – zaczął gorączkowo szeptać. - Dawno temu, spotkałem ją w barze, śpiewała jakiś kawałek i bardzo mi się to spodobało. Po bliższym zapoznaniu, zakupiliśmy dla niej gitarę i zaczęliśmy szukać muzyków. Gdy minął miesiąc, Elena miała już zespół i grała na ulicy. Coraz więcej ludzi stawało się jej fanami i wkrótce potem, zdołałem załatwić jej kontrakt. Było ciężko, ale po wydaniu pierwszej płyty odnieśliśmy sukces. Lecz jakiś czas później, coś dziwnego zaczęło się z nią dziać. Nie chciała odbierać telefonu, ani nie przyjmowała gości. Odwróciła się też ode mnie - opowiadał lecz zrobił przerwę na to wspomnienie, gdy po raz kolejny, nie otworzyła mu drzwi. Posmutniał ale kontynuował. - Nie tylko z Eleną było źle. Zaczęło częściej dochodzić do kradzieży a nawet zabójstw wśród tych, którzy słuchali jej piosenek. Od tamtego momentu, rozpadł się zespół a Elena zniknęła. Nikt nie wiedział co się stało. Teraz, po tylu latach już domyślam co jej się przydarzyło - zakończył.
- Została opanowana przez demona, więc to nie jest już dawna Elena Huston - rzekł Dante, a przysłuchująca się rozmowie Evil jedynie pokiwała głową.
- Więc co zamierzacie, łowcy demonów? - zapytał Tim patrząc to na białowłosego, to na jego partnerkę.
- Wiesz, Dante, można jej pomóc... - wtrąciła Evil.
- Jak? - zapytali obaj mężczyźni równocześnie.
- Mogę rozdzielić jej ciało i duszę od tego demona a ty Dan pozbędziesz się potworka – wytłumaczyła kobieta.
- Rozdzielić ciało i duszę od demona? Kim pani jest? Nikt tak nie może zrobić – rzekł Tim niedowierzając słowom łowczyni.
- Pan już tego nie musi wiedzieć. To niebezpieczne za dużo wiedzieć i jeszcze jedno, wszystko co będzie się tam działo zachowa pan dla siebie i dla własnego dobra – rzekła spoglądając na niego wyczekująco. Ten pokiwał głową na znak zgody. - Gdzie będzie najlepiej ją dorwać? - zapytała.
- Na tyłach tego domu jest coś na miarę magazynu. Może tam spróbujecie. Moi ludzie jeszcze nie wszystko zdołali zabrać – zaproponował ciągle nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Łowcy niezwłocznie udali się na tyły budynku i weszli do dużego pomieszczenia, częściowo pokrytego już grubą warstwą mchu i bluszczu. Przez wybite szyby w dwóch dużych oknach zaglądał księżyc w pełni, oświetlając jego wnętrze. Tim ustawił swój sprzęt i na umówiony znak miał włączyć pożądaną przez demona płytę. Dante ustawił się na podeście w centrum a Evil stanęła po przeciwnej stronie magazynu. Przymrużyła oczy i poczęła szeptać cichutko niezrozumiałe dla nich obu słowa. Dante dał znak by Tim włączył muzykę. Po chwili mocne brzmienie piosenki Eleny ponownie rozniosło się echem po okolicy. Gdy demon je usłyszał od razu podążył w kierunku skąd ono rozbrzmiewało. Jak na zawołanie stwór pojawił się tam gdzie go oczekiwano. Zobaczywszy łowcę ruszył do ataku, krzycząc jak banshee. Dante lekko i zwinnie robił uniki strzelając do niej. Elena-demon unikała kul jak mogła i w końcu przyczaiła się pod sufitem w kącie. Na krótki moment dotknęła belki i w mgnieniu oka coś zajarzyło się na czerwono. Jak oparzona zleciała na dół w prost na białowłosego. Sycząc i wrzeszcząc ponownie zaatakowała z furią, lecz Tim nie mogąc tego wytrzymać strzelił do niej. Evil narysowała w powietrzu kilka run i wokół stwora pojawiła się mleczna mgiełka, która z każdą sekundą ciaśniej oplatała ciało Eleny. Ona miotała się jeszcze chcąc wyrwać się z uścisku, lecz z każdą minutą słabła aż w końcu upadła na kolana trzymając się za głowę. Kiedy mgiełka zaczęła opadać ranny demon znów postanowił walczyć. Tym razem Evil przeszła do akcji, łapiąc potwora za głowę i przygwożdżając go do ziemi. Wyszeptała kilka słów jej do ucha. Demon zamarł w dziwnej pozie a twarz wykrzywił grymas pełen nienawiści. Łowczyni nadal trzymając go w mocnym uścisku, przyłożyła rękę do jego czoła i szeptała dalsze słowa zaklęcia. Evil wypuściła swe skrzydła i zakryła ich oboje, tak by ani Dante ani tym bardziej Tim, nie widzieli co się dzieje. Elena ostatkiem sił próbowała się wydostać spod skrzydeł, ale wyczerpana opadła na posadzkę i po chwili wsłuchała się w wypowiadane szeptem słowa. Demon, który opanował młodą piosenkarkę nie chciał opuścić jej ciała i zaciekle walczył z magią Evil. Ta jedynie uśmiechnęła się wrednie i przyciskając mocniej kobietę, cicho zaśpiewała ostatnie wersety zaklęcia. Dante i Tim przyglądali się temu w milczeniu, a ten drugi w dodatku z szeroko otwartymi oczami i z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. „To jakiś okropny sen” - przeszło mu przez myśli, lecz pokręcił przecząco głową, obserwując dalej co będzie się działo. Po pewnym momencie Dante usłyszał w głowie okropny wrzask i pisk. Evil szybko zerwała się trzymając kobietę za ramiona i odskoczyła od tego, co siedziało w Elenie. Położyła piosenkarkę delikatnie na posadzce, blisko Tima a Dante zajął się stworem. Nie minęła minuta jak maszkara była martwa.
- Elena. Elena – szeptał gorączkowo Tim potrząsając lekko kobietą. - Proszę, wróć do mnie – błagał. Ta poruszyła się nieznacznie. Zadowoleni łowcy wyszli na zewnątrz budynku i udali się w stronę samochodu Morissona.
- Trzeba zadzwonić po karetkę – mruknął białowłosy. Po kilkunastu minutach jazdy powrotnej, znaleźli się przed biurem Dantego.
- Może mi wyjaśnisz co zrobiłaś z Eleną? - zaczął Sparda wchodząc do środka.
- Uwolniłam ją od męczącej poczwary – odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Wiesz, dziwna trochę jesteś. A skąd te skrzydła?
- Ja je cały czas mam – odparła.
- Taa? To czemu nic mi o tym nie wiadomo? - zapytał z nutką rozżalenia w głosie.
- A pytałeś o cokolwiek dotyczącego mej osoby? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, siadając na kanapie. - Gdybyś się choć trochę zainteresował tym, z kim pracujesz to byś wiedział dużo więcej – prychnęła z lekką ironią w głosie.
- Dobra, nie będziemy się przecież o to kłócić – mruknął Dante siadając obok. - To jak, co zrobimy z tak pięknie rozpoczętą nocą?
- Nie wiem jak ty, ale ja udaję się do siebie w pielesze. Trochę zmęczyło mnie to i wolę nie zarywać nocy – westchnęła, wstając i kierując się do wyjścia.
- A nie masz ochoty na odrobinę zabawy? - zaproponował idąc za nią.
- Wybacz, ale nie – i już jej nie było. Dante podrapał się po swej białej czuprynie i zamknąwszy drzwi, udał się do pokoju na górze. Rzucił się na łóżko a ręce ułożył pod głową. W takiej pozycji usnął.
Następnego dnia rankiem Evil została okrutnie wybudzona ze snu przez dzwoniący, od dobrych paru minut, telefon. Niechętnie zwlekła się z łózka i odebrała.
- Słucham – ziewnęła do słuchawki.
- Witaj, to ja, Vergil – odpowiedział męski głos. - Jesteś u siebie?
- A gdzie by indziej? - warknęła, w duchu mieląc kilka przekleństw pod jego adresem. - Czego chcesz?
- Mam pewną sprawę, będę za pół godziny – i rozłączył się nie dając kobiecie chwili czasu na odpowiedź. Wściekła ruszyła do łazienki by doprowadzić się do jakiegoś lepszego stanu.
- Jaki punktualny – mruknęła do siebie, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. Wpuściła mężczyznę do środka i poprowadziła do kuchni. Wskazała miejsce przy stole a sama zajęła się przygotowywaniem dla siebie posiłku.
- Napijesz się czegoś – szepnęła ciągle mając chęć na ziewanie.
- Nie, dziękuję. Słuchaj, ta sprawa jest delikatna. Chodzi o Dantego - zaczął
- Tak, a o co dokładniej?
- Hm, znasz naszą historię...
- Vergil przestań gmatwać i owijać w bawełnę. Mów co jest bo zaczynam tracić cierpliwość i mogę być nieuprzejma - zagroziła, zalewając kawę gorącą wodą.
- Dobra, nasi rodzice żyją i chcą się spotkać z nim. Lecz do tego musi być jakoś przygotowany i tak pomyślałem, że ty może go jakoś do tego nastawisz - wyrzucił z siebie.
- Naprawdę żyją? - zdziwiła się. - Czemu nie powiedziałeś wtedy mu o tym? Tam w barze?
- Widziałaś, że się rzucił na mnie jak wilk - próbował się bronić lecz Evil nadal gromiła go spojrzeniem.
- Mogłeś przynajmniej spróbować mu to powiedzieć - mruknęła z wyrzutem.
- Lepiej jak ty to zrobisz, ciebie wysłucha do końca. Ze mną będzie walczył do upadłego - dodał wstając. - To jak, pomożesz nam? - zapytał po chwili patrząc wyczekująco na jej reakcję.
- Pomogę. Dante przecież musi wiedzieć, że ma rodzinę - westchnęła ciężko. "Też bym tak chciała" - pomyślała czując ukłucie zazdrości w sercu. Odprowadziła Vergila do wyjścia i po chwili usiadła na kanapie w salonie pogrążając się w myślach. Nie wiedziała, że jej partner był w pobliżu i widział wychodzącego brata. A to było już zapowiedzią katastrofy.
- W jaki sposób tobie to powiedzieć, tak byś nie potraktował tego jak jakiś żart - zastanawiała się Evil. - Mam, już wiem. Ty, Donnie też wkroczysz do akcji i pomożesz - mruknęła do siebie i szybko wykręciła numer do znajomej. Po kilku sygnałach odebrała.
- Cześć, Donnie. Tu Evil. Możemy się spotkać? - zapytała.
- Jasne, kiedy i gdzie? - odparła dziewczyna.
- Najlepiej jeszcze dziś i to zaraz - rzekła łowczyni.
- A coś się stało?
- Tak, musisz mi pomóc. Chodzi o Dantego. Z resztą wyjaśnię jak się spotkamy w tej kawiarence co zawsze - wyjaśniła pokrótce Evil i gdy Donnie się zgodziła, rozłączyły się. Po kilkunastu minutach obie siedziały już przy stoliku pod parasolkami.
- To o co chodzi? - zapytała zniecierpliwiona milczeniem Evil, Donnie.
- Był u mnie Vergil...
- Czego on znowu chce? - warknęła Donnie przerywając łowczyni w pół zdania.
- Oj, słuchaj. Powiedział, że ich rodzice żyją. Dante o tym nie wie, a i Vergila nie będzie słuchał, jak ten się pojawi na horyzoncie. Zaczną znów walczyć i tu musimy my działać.
- A Dan wie, że jego brat cię nachodzi? - spytała z nutką sarkazmu w głosie.
- On mnie nie nachodzi - prychnęła Evil, lecz chwilę tak się zastanowiła czy słusznie się oburza. - Poza tym to ważniejsze. Jak przekazać Dantemu radosną wiadomość, by nam uwierzył i by aż tak się nie wkurzył za okłamywanie i ukrywanie przed nim prawdy - dodała.
- Evil, ja ich ojca niedawno spotkałam i z przyjemnością pomogę. Tylko kiedy chcesz mu to powiedzieć?
- Możemy spróbować dziś, jak nie jesteś zajęta - zaproponowała łowczyni, na co Donnie z chęcią przystała. Reakcja Dantego była do przewidzenia, gdy obie wyjaśniały mu sytuację. Z początku nie mógł uwierzyć, że matka jak i ojciec żyją i się ukrywali by Mundus ich nie dopadł. Miał też im za złe to. Zostawili go samego sobie, nie interesując się zbytnio synem. I właśnie przez to też oskarżał Vergila, że jest wszystkiemu winien i na odwrót. Vergil jego. Jednak cała złość przepadła gdzieś daleko za białowłosym łowcą, gdy spotkał się z rodzicami. Cieszył się jak małe dziecko, któremu dano piękną zabawkę i nie mógł, czy nie chciał odstępować matki na krok. Pomieszkał razem z bratem i rodzicami jakiś czas i potem wrócił do siebie. Aczkolwiek nie zrezygnował z wizyt u nich. Eva nauczyła się też robić przepyszną pizzę wyłącznie dla Dantego, co białowłosy przyjął z pewną lubością wymalowaną na twarzy.
KONIEC.
***
Chyba nikt nie będzie zły jak tu się skończy ta historyjka. O błędach nie będę wspominać, pisałam ten post dość długo. A teraz to mnie już oczy zaczynają boleć i nie chce mi się sprawdzać. No i już dłużej nie mogę Was trzymać w ciekawości, bo Was pożre w całości i co mi z tego przyjdzie. Brak czytelników {Ach, marudzę i gadam bzdury. Nie słuchajcie mnie}.
Subskrybuj:
Posty (Atom)