piątek, 21 października 2011

Misja siódma

 Niestety, nie mam najmniejszego pojęcia jaki nadać tytuł tej części. Nie mam pomysłu.


Rozmowy z Weną.

Występują: Margaret.w i Wena.

Margaret.w: Ponownie mnie opuściła. A czytelnicy czekają {*siedzi nad zeszytem i myśli niecierpliwie o końcówce rozdziału*}
Wena: Kto taki?
Margaret.w: Ty, Weno. Jak mogłaś mi to znów zrobić? Już od ponad dwóch miesięcy nie mogę nic napisać a ty...
Wena: Moja droga, bardzo cię przepraszam. Zrobiłam sobie wakacje. Wiesz, Majorka, Wyspy Kanaryjskie i te rzeczy. Ale... czekaj. Przecież zostawiłam ci wiadomość.
Margaret.w: Taak? {*dziwi się*} Gdzie? {*szuka w koszu na śmieci i wygrzebuje zmięty, trochę naderwany świstek papieru*} Na tym pisałaś?
Wena: Chyba tak. Pokaż niech się przyjrzę. {*bierze go i ogląda ze wszystkich stron, po czym uśmiecha się i oddaje Margaret*} Tak. To ta wiadomość.
Margaret.w: Jest tu coś maczkiem. Czekaj zaraz przeczytam. {*wyciąga lupę i przygląda się zapiskowi*} Mam. Cytuję: „Od dziś mnie nie będzie. Pozdrów czytelników. Żegnaj”. I co o tym myślisz? Hę! Myślałam, że mnie zostawiłaś samą i już nie wrócisz. {*ociera łzy*}
Wena: Och, moja mała. Nie opuszczę cię, aż do końca opowiadania ani nawet później. Jesteś moją ulubioną klientką. A tak poza tym, to proszę o wybaczenie. Ta wiadomość nie była przeznaczona dla ciebie. Mam kilkunastu podopiecznych i po prostu pomyliłam kartki. Ktoś już zakończył swoje opowiadanie i rozstaliśmy się. {*rzekła przytulając mocno Margaret.w}
Margaret.w: Na prawdę? {chlipnęła}
Wena: Tak. Polubiłam Dantego i Evil tak bardzo, że chcę zobaczyć jaki im zgotujesz koniec. A jeśli zechcesz, możemy potem pisać kontynuację. Lub jakiegoś crossovera. Wszystko co zechcesz, a wiesz, że Cin zawiesiła bloga i nie można się do niej dostukać. Próbowałam i nic. Głucho. Może ty dasz radę się z nią skontaktować i pogonić. A teraz do rzeczy. Na czym stanęłaś w tym rozdziale. {*bierze zeszyt z treścią rozdziału i w ciszy czyta*}. No dobrze, tak stawiasz sytuację. Dodaj jeszcze, że... {*cisza zalega w pokoju i już tylko słychać skrobanie stalówki pióra po papierze*}

***


MISJA SIÓDMA



Czarne Sale Lucyfera przytłaczały swą wielkością i wspaniałością. Zanim łowcy się tam dostali musieli przebyć ciężką drogę, choć dla Evil nie była ona wcale taka uciążliwa jak dla jej partnera. Ciągle coś mruczał pod nosem, więc kiedy byli już na miejscu, Evil nie miała dobrego nastawienia do całej wyprawy. „Gdyby nie polecenie ojca, nie ściągałabym go tu” - prychnęła w myślach, spoglądając na białowłosego spode łba. Azazel poprowadził ich nową ścieżką i klucząc od dłuższego czasu, w końcu dotarli przed wielkie wrota wykute w czarnej skale. Weszli do Sali i wszystkie rozmowy ucichły jak za skinieniem różdżki. Wszyscy zebrani Aniołowie spoglądali z zaciekawieniem na przybyszów. Rozpoznali swą księżniczkę, ale mężczyzny stojącego obok niej nie znali. Oboje weszli do środka a Azazel za nimi zamykając drzwi.
- Witaj córko – rzekł głębokim głosem Lucyfer. - Usiądź proszę – wskazał miejsce po prawej stronie. - Witaj synu Spardy Wielkiego. - Zwrócił się do łowcy. - Jestem rad, że przybyłeś do nas, by uczestniczyć w naradzie. Zajmij miejsce po mej lewej stronie. - Aniołowie zaszemrali nieprzychylnie co do wypowiedzi swego władcy.
- Proszę o wybaczenie, jeśli moje słowa zabrzmią wrogo, nie mam powodu by uważać przybyłego tu Spardy za przeciwnika, lecz on nie ma nic wspólnego z nami i nie ma takiej potrzeby by uczestniczył w rozmowach na temat Białych Aniołów – rzekł jeden Czarny Anioł, wstając ze swego miejsca. Sąsiad obok chciał go powstrzymać, lecz ten wyrwał mu rękę i zrobił tak jak zamierzał. Lucyfer spojrzał na niego i uśmiechnął się pobłażliwie.
- Rozumiem cię, Serafo. Was wszystkich proszę o wysłuchanie. Poleciłem mej córce sprowadzenie tu do nas Dantego Spardy, gdyż on miał do czynienia z naszymi przeciwnikami i był w jednej z enklaw. Ale to nie wszystko. Mój stary przyjaciel potrzebuje naszej pomocy, a Dante nadaje się do tego najlepiej, gdyż żaden z nas nie może wejść do świata demonów nie będąc wykrytym.
- Wybacz Mistrzu moją nieuprzejmość. Ale co to ma do rzeczy z Białymi Aniołami. Owszem, jeśli chodzi o enklawy to może nam trochę pomóc i na tym etapie się kończy jego misja – Serafo nie ustępował.
- Zamilknij Serafo – rzekł spokojnie Azazel, pojawiając się tuż obok niego. Ten się lekko wystraszył i szybko schował się między swymi sąsiadami. Azazel powrócił na swoje miejsce.
- Panie, zatem możemy rozpocząć naradę – głos zabrał białowłosy Anioł ze szramą przebiegającą przez prawe oko i kończącą się na szczęce. - Według zdobytych przez nas informacji, białe anioły zaczynają się przegrupowywać i niektóre enklawy są likwidowane. Jednakże jest pewna dość nietypowa sprawa. Jedna frakcja połączyła swe siły z demonami. Ponoć ich przywódca jest bardzo potężny. Dwie pozostałe zbierają siły by ruszyć na nas.
- Czy to są potwierdzone wieści, Balteusie?
- Tak Panie – odpowiedział. - Musimy przygotować się do walki.
- Tak. Zarządzam od tej pory treningi i szkolenia wszystkich braci i sióstr. Poza tym trzeba wysłać zwiadowców na obrzeża.
- Za przeproszeniem, władco. Pytanie, czy księżniczka i Sparda będą też uczestniczyć w przygotowaniach? - zabrała głos Anielica o złoto rudych włosach.
- Nie Lucille. Moja córka i jej partner będą w tym czasie wykonywać drugie zadanie. Jak już wspominałem, mój przyjaciel liczy na naszą pomoc. Evangeline i Dante udadzą się do świata demonów i wyprowadzą go stamtąd – odparł. - Tę sprawę omówię właśnie z nimi. Teraz jednak chcielibyśmy się czegoś dowiedzieć o samych enklawach. Dante, proszę, powiedz coś o nich.
Dante odpowiadał na pytania dość długo i kiedy narada się skończyła, oboje z Evil zostali ugoszczeni najlepiej jak to było możliwe. Evil, widząc zaabsorbowanych rozmową ojca, łowcę i Azazela, wymknęła się po cichu z komnaty i ruszyła na obchód. Szła tak starając się zapamiętać jak najwięcej z wystroju wnętrz jak i korytarzy. Kiedy tu szli były oświetlane jedynie pochodniami, a teraz zagłębiając się dalej, zauważyła pięknie rzeźbione lamy. Nieraz mijała witraż przedstawiający jakąś walkę, inny zaś jakąś młodą damę i młodzieńca, śpiących w promieniach słońca. Wszystko zaczęło jej się podobać tak bardzo, że nabrała ochoty by pozostać tu już na zawsze. Ale nie mogła, musiała wypełniać swe obowiązki i polecenia ojca. Na tę myśl posmutniała, siedząc na ławeczce.
- Dlaczego piękna pani siedzi tak samotnie i kryje łzy – spytał miłym tonem głosu mężczyzna podchodzący do Evil. Ta oderwała się od swych myśli i spojrzała na przybyłego. Był wysoki, dobrze zbudowany. Na lewym ramieniu miał tatuaż skorpiona w otoczeniu czerwonej mgły. Co i raz zdmuchiwał kosmyk szkarłatnych włosów opadających mu na oczy. Uśmiechnął się na jej widok. - Czy mogę się przysiąść?
- Owszem – zgodziła się łowczyni.
- Zatem, czy usłyszę odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie? - spytał, lecz potem dodał. - Pani wybaczy moją nieuprzejmość, nie przedstawiłem się. Jestem Karyien.
- Wybaczam. Evangeline – rzekła. Mężczyzna speszył się słysząc jej imię.
- Jeszcze raz proszę o wybaczenie, księżniczko. Nie wiedziałem, że to ty pani – zaczął się tłumaczyć. Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Nic nie szkodzi. Jestem tu od kilku godzin i już będę musiała to miejsce ponownie opuszczać – wyjaśniła. - Chciałabym abyś mi trochę potowarzyszył i oprowadził po Salach.
- Jak sobie życzysz, pani – odpowiedział uprzejmie kłaniając się.
- Mów mi Evil – szepnęła i po chwili oboje wędrowali korytarzami, zaglądając do wielu sal i pomieszczeń, rozmawiając przy tym i śmiejąc się czasem. Potem Anioł odprowadził Evil do sali, gdzie przebywali Dante i Lucyfer. Kiedy oboje weszli, Lucyfer zdziwił się na ich widok lecz później przybrał surowy wyraz twarzy.
- Widzę, że zguba się znalazła. Polecę Azazelowi by już cię nie szukał, moja droga – rzekł Lucyfer trochę zły na córkę.
- To moja wina Mistrzu – odrzekł Karyien. - Zwiedzaliśmy sale i zapomniałem, że mej pani się spieszy – zaczął tłumaczyć się.
- Nie, ojcze. To nie jego wina. Po prostu chciałam nieco dłużej tutaj pozostać – odpowiedziała Evil przepraszającym tonem głosu. Władca Czarnych Sal jedynie uśmiechnął się i nic na to nie odpowiedział. Dante był zachmurzony i patrzył dość wrogo na Anioła towarzyszącego Evil.
- Czas się zbierać – rzekł łowca, wstając od stołu. - Mój ojciec czeka na nas – dodał patrząc wyczekująco na partnerkę.
- Mówiłeś, że on nie żyje – mruknęła zdziwiona, kiedy byli już w przedsionku do Czarnych ?Sal, odprowadzani przez Azazela.
- Tak też myślałem, ale Lucyfer, dał mi dowody na potwierdzenie tego, że on jednak żyje. Tyle, że został uwięziony przez Mundusa i niedługo ma zostać stracony. Dlatego pośpiech jest jak najbardziej wskazany – dodał nie oglądając się za siebie.

***

Jednakże podczas pobytu obojga łowców w Czarnych Salach, w świecie ludzi doszło do poważnych wydarzeń. A nastąpiło to wówczas, kiedy Vergil przybył do biura Dantego. Rozejrzał się po pomieszczeniu i stwierdził, że właściciela nie ma.
- Jeśli się ukrywasz, to dobrze robisz, bracie – rzekł cicho do siebie. - Już niedługo ten świat będzie należał do mnie.
- W twoich marzeniach, Vergil – odezwała się kobieta stając za plecami mężczyzny. Nie odwracał się, poznając jej głos.
- Lady, jaka miła niespodzianka – westchnął siadając na kanapie. Popatrzył na nią chłodno i uśmiechnął się do swych myśli. - A może tak by wypróbować ją – mruknął cicho do siebie, sięgając do kieszeni płaszcza. Łowczyni niewiele się namyślając ruszyła do ataku na Spardę. Ten zwinnym ruchem zablokował jej cios i przytrzymując obie ręce przygwoździł do podłogi. - Będziesz moim kolejnym eksperymentem. Jeśli się powiedzie, będę zadowolony i pozwolę ci żyć, jeśli nie odetnę ci łeb i położę na biurku Dantego. Teraz radzę się nie ruszać – dodał przyciskając łowczynię bardziej do podłoża i przystawiając dziwną maskę, szepcząc jakieś słowa. Kobietą wstrząsnął dreszcz. Wrzeszczała, że jej za to zapłaci, lecz on był niewzruszony. Coś zaczęło wdzierać się do umysłu łowczyni, przejmując powoli nad nią kontrolę. Walczyła, lecz to było nieuniknione. Vergil wstał i otrzepał niewidzialny pyłek z ramienia. Przyglądał się leżącej łowczyni i uśmiechał się podle. - Proces zaraz się skończy i to z powodzeniem. Arkham, jesteś mistrzem, ale ja będę królem – śmiał się coraz głośniej. Wkrótce w agencji zjawiło się kilka ubranych w białe szaty postaci a zamiast twarzy miały szkarłatne i nieco spiczaste maski, bez oczu czy ust. Otoczyły białowłosego mężczyznę i ukłoniły się mu. - Zabierzcie ją do bazy i tam przygotujcie. Niedługo zjawi się jej przyjaciółka. - Ukłoniły się ponownie i zniknęły zabierając Lady do innego wymiaru. Mężczyzna podszedł do biurka Dantego i oparł się o nie. Nie chciał ruszać zdjęcia matki, lecz patrząc na nie, nie mógł się oprzeć i przejechał palcem po jej twarzy. „Ciekawe jak by to przebiegało z tobą, anielico” - zamyślił się. Wyszedł z budynku i ruszył we wiadomym sobie kierunku, obserwowany przez kogoś ukrytego w małej uliczce, przylegającej do podwórza, gdzie mieściła się agencja łowcy demonów.
- Będą kłopoty – szepnęła postać i zniknęła.



Była późna noc, kiedy Dante i Evil zjawili się blisko domu. Przeszli kilka przecznic i stając na schodach zatrzymali się w pół kroku. Evil wyczuła czyjąś obecność w pobliżu i kładąc dłoń na broni przygotowała się do ataku. Wtem zza zaułka wyłoniła się Trish i przywitała skinieniem głowy.
- Co się tu sprowadza? - zapytał Dante wchodząc do środka. Po minucie trzymał puszkę z piwem, upijając łyk.
- Był tu Vergil – odpowiedziała.
- Co? Kiedy? Po co? - pytał białowłosy łowca, zachłystując się trunkiem.
- Nie wiem, ale widziałam, jak stąd wychodził. Lady była w środku, ale nie zastałam jej kiedy ponownie tu wróciłam. Postanowiłam poczekać w pobliżu na ciebie i powiadomić o tym. On chyba znowu coś planuje – wytłumaczyła siadając naprzeciwko mężczyzny.
- Teraz nie mam do tego głowy. Evil, leć szybko i zrób to o czym mówiłaś wcześniej. Tylko pospiesz się. Jeszcze dziś wyruszamy.
- Nie ma sprawy. To zajmie mi tylko kilkanaście minut. Zaraz wracam - bąknęła anielica i zniknęła. Trish popatrzyła dziwnie na byłego partnera i przez chwilę milczała.
- A powiesz mi co to za nagląca sprawa? - odezwała się zaciekawiona wieściami.
- Nie teraz, spieszy mi się - syknął Dante biorąc Rebelliona i sprawdzając pistolety. Wkrótce obok niego pojawiła się Evil i pokazała mu pakunek.
- Co to jest? - zapytał zaciekawiony.
- Nasza przepustka w obie strony - odparła tajemniczo się uśmiechając. Złapała Spardę za rękaw i szepcząc cicho słowa, utworzyła wir z białej mgły, który zaczął wokół nich gęstnieć i wydawać dziwne dźwięki. Trish nie ruszała się z miejsca, zaniepokojona tym zjawiskiem. Kiedy jednak się opamiętała i chciała złapać Dantego, on zniknął.
- Cholera by to wzięła. Znowu pozostawia mnie bez jakichkolwiek wyjaśnień - warknęła, uderzając w blat mebla.

***
Moi drodzy Czytelnicy, bardzo Was przepraszam, że tak długo nie pisałam i nawet nie byłam obecna na blogu. Wiem, że pisząc suche słowa typu: szkoła, brak czasu i weny, nie jest satysfakcjonującym wyjaśnieniem, ale tak było. Jakiś czas temu też przeprowadziliśmy się i musiałam sama zadbać o moje połączenie z internetem. Ale dałam radę. Opowiadanie zbliża się ku końcowi, a ten rozdział nie wyszedł chyba taki jak go zamierzałam uczynić. Następny będzie dłuższy, bowiem jak w końcówce tej misji napisałam, Dante i Evil znowu wyruszają w podróż.