niedziela, 14 listopada 2010

Po przerwie

Heh, co by tu napisać?
Pierwszy, krótki i nic nie wnoszący do opowiadania pościk. Ot tak piszę to, by zobaczyć jak będzie wszystko wyglądać. Coś może niekiedy ulec zmianie, więc się niech nikt z was nie denerwuje.
Pozdrawiam.

niedziela, 7 listopada 2010

Dług

Gdy Dante, siedząc na schodkach przed Devil May Cry, podziwiał obłoki leniwie snujące po niebie, z budynku wyszła Lady. Stanęła i przez chwilę wpatrywała się w mężczyznę. Po chwili odchrząknęła, lecz on jak na złość, zignorował ją. Oburzona zachowaniem Spardy łowczyni podeszła do niego i mocno szturchnęła w ramię. I znów zero reakcji z jego strony.
- Ej, Dante!! Żyjesz? - krzyknęła mu w ucho.
- Tak, tylko zastanawiam się, po co tak wrzeszczysz mi do ucha. Nie jestem głuchy - mruknął łowca odwracając się w jej stronę.
- To chodź do środka, mam sprawę niecierpiącą zwłoki - odparła i skierowała się w stronę budynku. Dante ospale podniósł się i również wszedł do środka. Na kanapie siedziała Patty i Trish. Mężczyzna machnął im ręką na powitanie i zaraz usiadł za biurkiem. Podniósł słuchawkę i wykręcił numer do pizzerii.
- Tak, chciałbym zamówić pizzę. Tak, dużą bez oliwek. Sałatka też. A rachunek, to uiszczę pod koniec miesiąca. Pamiętaj, bez tych cholernych oliwek - mruknął całkowicie ignorując spojrzenia kobiet.
- Dante, mam zadanie dla ciebie. Dobrze płatne... - zaczęła Lady.
- Nie przyjmuję żadnych zleceń do końca tego miesiąca - warknął łowca.
- Ale masz u mnie wciąż rosnący i niespłacony dług, więc czy chcesz, czy nie i tak musisz przyjąć zlecenie - odparła poirytowana.
- Lady, nie mam teraz ani czasu ani chęci na te twoje gierki. Masz zlecenie to wykonaj je sama. A tak zmieniając temat, to nie widziałyście Evil?
- Nie, od zniknięcia w portalu, jej nie widziałam - rzekła rozbawiona Trish. - Nie wiem jak ty, Lady - mruknęła do krótkowłosej łowczyni.
- NIE!! I nie obchodzi mnie teraz, co się z nią dzieje - syknęła oburzonym tonem kobieta. - Dante!!
- Oj, Lady. Daj spokój - mruknął pobłażliwie. - Dobra. Podejmę się zlecenia - dodał napotykając jej piorunujący wzrok. - To co to za zadanie?
- Twoim zadaniem będzie ochrona dwojga dzieci...
- Nie jestem niańką do bachorów!! - oburzył się platynowłosy łowca.
- Daj mi skończyć, potem będziesz mógł wnosić reklamacje - syknęła Lady. - Są to wnuki burmistrza. Coś dziwnego dzieje się w ich otoczeniu i burmistrz prosił o pomoc. Podejrzewa, że to demony chcą albo uprowadzić, albo zabić dzieci. Wysoka gaża za dobrze wykonaną robotę. Coś dla ciebie, Dante.
- Zastanowię się, a teraz dajcie mi spokój - westchnął. - Czekam na pizzę.
- Zmień swój tryb żywieniowy, pizza cię wykończy - bąknęła Trish. - Idę, nie ma co tu robić. Cześć - dodała wstając i po chwili zniknęła za drzwiami. Kilka minut później w wejściu pojawił się kurier z pizzą. Dante odebrał pudełko i zasiadł za biurkiem. Patti nadal siedziała cicho na kanapie i tylko przyglądała się trojgu łowcom.
- Lady, czemu ona taka cicha jest dzisiaj? - spytał szeptem konsumując kolejny kawałek swego przysmaku.
- A ty pewnie skakałbyś z radości, gdyby ktoś chciał ci poderżnąć gardło, co? - warknęła kobieta.
- Nie oburzaj się tak, ja tylko spokojnie pytam - odrzekł Dante. Po kilkunastu minutach nie było już śladu po pizzy. - Hm, nie pobiłem dziś swego dotychczasowego rekordu - mruknął do siebie łowca i wstał. Wziął płaszcz i pokrowiec na gitarę kierując się do wyjścia. - Na co czekasz Lady? Idziesz? - zapytał odwracając się w jej stronę.
- Ach, idę, idę - i zabrała się razem z mężczyzną. - Musimy wyjechać z miasta i skierować się na krajową czwórkę. Potem skręcisz w polną drogę. Powiem ci kiedy - odrzekła sadowiąc się na miejscu pasażera.
- To on nie mieszka w willi w centrum miasta? - zdziwił się łowca. - Cóż, to nawet lepiej na załatwienie sprawy. - dodał nie spuszczając wzroku z drogi.
- Dante, o zapłatę to nie musisz się martwić. Wiesz, że zawsze tylko o tobie myślę i dbam byś miał co jeść - mruknęła od niechcenia mierzwiąc mu włosy. Sparda mimowolnie odsunął się od niej i nic więcej nie powiedział. Zastanawiał się gdzie podziała się Evil. Droga nie była długa. Po niecałej godzinie jazdy, znaleźli się na wąskiej, krętej i wyboistej dróżce. Cały czas Lady coś mruczała pod nosem i krzywiła się, gdy przez przypadek rąbnęła w szybę.
- A mówiłem byś zapięła pasy - żachnął rozbawiony srebrnowłosy. Przemilczała uwagę towarzysza i po chwili znaleźli się przed żelazną bramą. Kobieta nacisnęła mały guziczek.
- Słucham - odezwał się męski głos.
- Burmistrz nas oczekuje - odparła nic więcej nie dodając. Brama się otworzyła i wjechali w alejkę z białego żwiru. Dookoła piętrzyły się różnej wielkości drzewka i krzewy. Pokrótce znaleźli się przed wejściem głównym budynku. Wysiedli i wspinając się po schodach stanęli przed rzeźbionymi drzwiami.
- A długo mamy tak czekać? - spytał Dante, gdy po raz któryś z rzędu, Lady pociągnęła za sznureczek z gongiem. Nieoczekiwanie drzwi się otworzyły i pojawił się lokaj. Gestem zaprosił oboje do środka i poprowadził przez długi korytarz do salonu.
- Proszę chwilę poczekać, burmistrz zaraz do państwa zejdzie - oznajmił i wyszedł.
- To może ja się zdrzemnę. Jak przyjdzie koleś to mnie zbudź - bąknął pod nosem Dante, sadowiąc się na kanapie.
- Ani mi się waż! - syknęła Lady rozglądając się po pomieszczeniu. - Nawet dobrze urządzone. Z kominkiem. Hm, to lubię - mruknęła do siebie z zadowoleniem. W tej chwili wszedł do salonu niski i gruby jegomość.Ubrany w grafitowy surdut, wyglądał jakby się gdzieś wybierał.
- Przepraszam państwa, że się nie przywitałem od razu, ale miałem niespodziewanego gościa. Niestety nie zabawię tu długo, więc od razu przejdę do rzeczy. Chodzi o moje wnuki. Coś po nocach je straszy i nęka. Rano też otrzymujemy dziwne "prezenty" w postaci zakrwawionych i poszarpanych zwierząt. Chciałbym, aby państwo się tym zajęło.
- Żarty ktoś sobie stroi i tyle. Niech pan zwróci się z tym do policji - przerwał mu Sparda.
- Policja zajmowała się tym, lecz do niczego nie doszli. Nie wykryli sprawcy owych "prezentów". Dzieci są wystraszone. Proszę, dobrze zapłacę - zwrócił się błagalnie do obojga.
- Dante? Dobrze, zajmiemy się tym - odparła Lady kończąc w ten sposób rozmowę. Burmistrz z wdzięczności uściskał im dłonie i wyszedł.
- Następnym razem Lady, nie wtrącaj mi się do roboty! I jeśli wywiniesz mi jakiś numer to nie ręczę za siebie - warknął łowca. Był zły. Na nią i na tego gościa. Znów chce go wkręcić do mało opłacalnego zlecenia. - I co chcesz teraz robić?
- Och, powęszymy trochę... - westchnęła podchodząc do okna. Słońce już rozpoczęło wędrówkę ku zachodowi, dając znak, że dzień chyli się ku końcowi. - Być może niedługo dowiemy się kim jest nadawca tych "upominków". Łowca bez słowa wyszedł na dwór, pozostawiając Lady w domu. Skierował swe kroki do pobliskiego lasku i przechodząc spory kawałek drogi, znalazł się przed małym otworem. Wszedł głębiej. Korytarz po jakimś czasie zaczął opadać w dół i stawał się coraz niższy. Dante musiał iść pochylony, na co zaklął siarczyście. W pewnym momencie zaważył małe światełko. Podążył w tamtym kierunku i znalazł się w jaskini. Powoli wyprostował się i rozejrzał po otoczeniu. Nikogo w niej nie było, ale tlące się ognisko świadczyło, że ktoś lub coś tu niedawno było. Dante powrócił do willi. Nic nie mówiąc Lady, poszedł do łazienki i potem udał się do wcześniej przygotowanego przez kamerdynera, pokoju. Zadanie proste jak bułka z masłem. Dokończenie go postanowił pozostawić łowczyni, a sam uda się na poszukiwania partnerki.

 ***
No i kolejny starszy wpis. Następny rozdział jest w przygotowaniu. Mam nadzieję, że będziecie cierpliwie jeszcze czekać. Jak będą błędy to przepraszam.