wtorek, 27 lipca 2010

Porwanie

Po wyjściu kobiety, mężczyzna jeszcze chwilę postał w oknie, potem powrócił do uprzedniego zajęcia. Wiedział, że musi poczekać. Dante pojechał z Lady wykonać zlecenie, ale ta mała tu zagląda dość często. Nie wiedział do czego jest Jemu potrzebna, nie obchodziło go to. Musi działać szybko, by nikt się nie domyślił. A kiedy zaczną jej szukać, będzie po prostu za późno. Tak więc usiadł za biurkiem i zaczął rozmyślać. Za bardzo nie było na czym oprzeć myśli, lecz gdy zauważył zdjęcie, to wpadł w szał.
- Jak on śmie tu jej zdjęcie pokazywać!! I na dodatek w tym brudzie - warknął i gdy chciał coś zrobić tym. Przypomniały mu się słowa mistrza: „To ma być wykonane po cichu, tak by ciebie nikt nie nakrył". Nie mógł pozwolić by dziewczynka się spostrzegła, że ktoś tu jest, więc zaniechał tego. Czas biegł jak burza, ani myśląc się zatrzymywać choćby na chwilkę.
Mała dziewczynka o blond włosach i ujmującym za serce uśmiechu, niczego nie świadoma, biegła w stronę Devil May Cry, z malutką nadzieją, że tym razem uda jej się zastać Dantego i dać mu trochę reprymendę za nieporządek. Nie wiedziała, że tam właśnie na nią zaczaiło się zło. Że ktoś czeka by jej zrobić krzywdę. Była święcie przekonana, że to najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Że nic nie może jej tam zagrozić. Bo któż by ośmielił się tam nastawać na jej, czy inne życie skoro jest niepokonany Dante. Od samego początku, to właśnie Dante ratował jej życie, był tak jakby rodziną. Choć czasem taki niemożliwy wręcz, to i tak lubiła przesiadywać u niego. Nawet Morisson dziwił się temu. Znał Dantego od dawna i nie przypuszczał, że dziewczynka podbije to twarde serce. Kiedy weszła do środka, ujrzała wielką górę pudełek po pizzy i pucharków po lodach. Pokręciła z niedowierzaniem głową i marszcząc nosek zajęła się za sprzątanie, w głowie układając litanię dla Dantego. Nie wiedziała, że ktoś czekał na nią już od dłuższego czasu. Jakże była zaskoczona, jak ów mężczyzna się pojawił nagle i szybkim ruchem zablokował jej jedyne wyjście. Z pierwszego wrażenia pomyślała, że to Dante się z nią droczy. Lecz nie pasowało jej coś. „Czemu on zagradza mi wyjście" - zastanowiła się. Mężczyzna nie wiele czekając, trzema susami był przy małej i złapał ją w pasie. Chciała krzyknąć, ale on zatkał jej usta i wzmocnił chwyt. Poszło jak po maśle. „Mistrz będzie zadowolony" - pomyślał.
- Zaraz wyjdziemy, jeśli będziesz się rzucać, to już nigdy nie zobaczysz Dantego ani tej twojej przyjaciółeczki. Zrozumiano?! - warknął cicho, stawiając ją na podłodze, ciągle trzymając by nie nawiała. Bardzo ją przestraszył. Kiedy stanęła zaczęła się trząść jak osika i dygotać. - Uspokój się. Mamy długą drogę przed sobą. - syknął. - Jak nie to pożałujesz - i popatrzył tak, że aż ciarki jej przeszły po plecach.
- Dante z Evil i tak mnie znajdą!! - tylko to odważyła się powiedzieć, mężczyzna zaśmiał się lodowato.
- Tak myślisz? - rzekł ciągle się uśmiechając. Nagle Patti poczuła szarpnięcie i już ich nie było. Po chwili znaleźli się na polanie. Dookoła stały nieruchomo drzewa. Żadnego powiewu wiatru, ani śpiewu ptaków. Byli w lesie. Cichym i mrocznym.
- Doskonale - szepnął platynowłosy facet i ciągnąc małą ruszył w gęstwinę. Nie obchodziło go, w jakim stanie ona będzie gdy dotrą na miejsce. Grunt by żyła. Tak powiedział Mistrz. Wiedział, że czeka go nagroda za to poświęcenie. Nie zawiódł oczekiwań i nawet sam się do siebie uśmiechnął. Spojrzał na dziewczynkę. Wyglądała na zadbaną. Miała na sobie jasno żółtą sukienkę. Z wieloma falbankami i kokardą na plecach. Była ładna. By mu nie zaczęła uciekać i by nie musiał jej ganiać po lesie związał jej ręce i ciągnął za resztę sznura.
- Czemu pan to robi? - zapytała szlochając.
- Nie musisz nic wiedzieć - odparł ciągnąc dalej. Przeszli dość spory kawał drogi, gdy dziewczynka się potknęła i rozbiła kolano. Zaczęła płakać. Mężczyzna przykucnął obok niej i popatrzył zimno na ranę.
- Wstawaj, nic ci nie będzie. Tylko otarcie. Nic więcej. Idziemy!! - syknął i po chwili ruszył szarpiąc za sznur. Dziewczynka jęknęła ale musiała wytrzymać. Pomyślała o Dante i Evil. Chciała być teraz przy nich. Śmiać się i bawić. Sama nie wiedziała jak długo już idą. Czuła się znużona i obawiała się tego mężczyzny. Był taki podobny do łowcy a zarazem inny. Miał w sobie coś złego. Idąc tak za nim, a raczej wlokąc się przypomniała sobie o słowach Evil, kiedy były same w parku. "Kiedy będziesz mieć kłopoty, to krzyknij w myślach moje imię, a zjawię się najszybciej jak będę mogła. Brzmi ono Evangeline." Dzięki temu zawsze czuła, że łowczyni będzie czuwać nad nią w jakiś nieokreślony sposób. Krzyknęła w myślach "Evangeline, błagam pomóż mi!!" Zaszlochała zasłaniając rękoma twarz.
- Nie ociągaj się!! Nie będę ciebie niósł - warknął i pociągnął mocniej za sznur. Dziewczynka jeszcze głośniej zapłakała z bólu, gdy poczuła jak lina mocniej zacisnęła się na jej nadgarstkach. 

 ***
Mała korekta {w postaci przecinków} też tu była.

czwartek, 22 lipca 2010

Misja druga - Jak dwie krople wody...


Po powrocie, agencja Dantego świeciła pustkami. Dni znów upływały łowcy na pochłanianiu wielkich ilości pizzy i deserów truskawkowych. No co, stać go było na to. Dużo zarobił, a poza tym, to nieco się zdziwił propozycją Evil na temat podziału kasy. „Dziwna baba, wzięła se dziesięć tysięcy. Jak przyjdzie po drugą część, to się minie z celem" - pomyślał zjadliwie mężczyzna i zajął się kolejną porcją swego dania. Nagle do biura uchyliły się lekko drzwi, a w nich pojawiła się Lady.
- Tak jak myślałam. Dante, czy ty w końcu zmienisz swój tryb żywieniowy? Przez te pizze to się wykończysz - prychnęła patrząc kwaśno na niego i jego posiłek.
- Jak masz jakąś sprawę to gadaj. Ale uprzedzam, dziś nie przyjmuję żadnych zleceń - odparł za nic biorąc sobie jej słowa do serca.
- Ponoć masz partnerkę? - chciała zmienić temat, lecz on znów się domyślił, po co ona tu przyszła. Miała zlecenie, którego nie mogła wykonać.
- A no mam, i co z tego? Może chcesz by ci pomogła w zleceniu? - spytał podnosząc na nią wzrok tak przenikliwy, że kobieta się nieco speszyła.
- Czy ty musisz być zawsze taki obcesowy? - syknęła obrzucając go oburzonym spojrzeniem. - Co ciebie napadło? A jak chcesz wiedzieć w jakim celu tu przyszłam? Okej, mam zlecenie i ty masz mi pomóc!! A wiesz dlaczego? Bo masz duży dług do spłacenia!! - wrzasnęła zdenerwowana jego zachowaniem.
- Eh, Lady! Nie oburzaj się tak, bo złość urodzie szkodzi - rzekł spokojnie. - A może tak sobie usiądziesz? Czemu stoisz jak na przesłuchaniu? - dodał z nutką rozbawienia w głosie. Lady prawie się rzuciła na Spardę, lecz w ostatniej chwili  opanowała się i usiadła w oczekiwaniu na propozycję.
- Dobra, Lady, pomogę ci w tym. Nie musisz się martwić. A dług też spłacę. Tylko później, bo teraz to nie mam kasy - mruknął i po omówieniu zlecenia wyszli na zewnątrz. Odjechali cabrioletem Dantego.

Akurat po wyjściu obojga zadzwoniła Evil, a gdy nikt nie odbierał przez dłuższy czas, postanowiła udać się do biura osobiście. Nie spodziewała się, że o tej porze kogoś zastanie. Chciała tylko zobaczyć się z nim i powiedzieć, że nie będzie jej kilka dni. Miała ważną sprawę do załatwienia i nie mogła zwlekać. Ludzie czasem spojrzeli na kobietę, ale gdy napotkali jej wzrok, od razu spuszczali głowy i się odwracali. „To się nazywa, mieć siłę spojrzenia" - pomyślała gniewnie przechodząc na drugą stronę ulicy. Zmierzała w kierunku agencji swego partnera, gdy w pewnym momencie prawie nie została przejechana przez szybko pędzący samochód. „Co do cholery się dzieje z tymi ludźmi!!" - warknęła robiąc unik i wskakując na chodnik.
- Ślepy!! Czy co? - wykrzyknęła w stronę kierowcy, lecz on już dawno zniknął za horyzontem. Wkurzyła się niebywale. Jeszcze przez jakiś czas była zła. Piekielnie zła, miała ochotę rozwalić coś. Tym razem ostrożnie przeszła na drugą stronę ulicy, idąc dalej znalazła się w znajomym placu. Stanęła na chwilę i popatrzyła na napis słabo mrugający w słonecznym świetle. Budynek z zewnątrz nie zachęcał do wejścia. Mimo, że nie był odnawiany od dłuższego czasu, to tynk twardo trzymał się  ścian. Okna były duże i skierowane na południową stronę. Ale i tak nie napawał pozytywnymi uczuciami. Wchodziło się od niego z niechęcią, woląc jak najszybciej go opuścić i nigdy więcej się tu nie zapuszczać. Evil była innego zdania. Lubiła takie ustronne miejsca. Gdy znalazła się tu pierwszy raz, od razu przypadło jej do gustu. Odkąd opuściła rodzinne strony, nie mogła znaleźć miejsca dla siebie. A tu mogła przebywać ile chciała i nie nudziło jej to, że nikt nie przychodzi. Jedynie czasem przewijała się taka mała dziewczynka. Miała na imię Patti. Kiedy ją poznała, polubiła ją. Ujęła jej serce i nie chciała się z niego wydostać. Evil zaczęła traktować ją jak młodszą siostrę. Wchodząc, nie zauważyła bytności kogokolwiek. Nawet Patti tu nie zaglądała. Skąd ona to wiedziała? Pozostawione stosy pudełek po pizzy i pucharków po lodach. Aż na ten widok się jej lekko uśmiechnęło.
- Cóż, nie ma ciebie to napiszę liścik - szepnęła do siebie. W tym momencie ktoś wychylił się z łazienki i się odezwał, strasząc kobietę. Zauważyła mężczyznę w niebieskim płaszczu.
- Mówisz do siebie? - powiedział rozsiadając się na kanapie. - Hm, praca z nim cię już tak pokręciła?
- Kim ty jesteś i czego tu szukasz? - syknęła trzymając dłoń na broni. Wolała być gotowa nim gość ją zaskoczy.
- A kogo chciałbyś zobaczyć? - szepnął przyglądając się jej i oceniając możliwości.
- Nie wiem - odpowiedziała. - Znasz się z Dante?
- Może tak, może nie. Zależy co chcesz od niego lub ode mnie - uniósł brew do góry jakby chciał jej coś zainsynuować. Kobieta na to prychnęła.
- Skąd wiesz, że z nim pracuję? - zapytała z pogardą w oczach.
- Wiele rzeczy wiem. Mam różne źródła informacji.
- Nie mam czasu na takie gierki. Jeśli go zobaczysz to możesz mu przekazać że nie będzie mnie przez dwa dni.
- Co ty sobie myślisz, że jestem poczta? Może coś w zamian? - teraz on prychnął obserwując reakcję kobiety. - Lub jakieś przybliżone wiadomości, na przykład imię?
- Owszem, na listonosza to nie wyglądasz. Nie spodziewaj się niczego w zamian ode mnie. Nie jestem w nastroju do twoich gierek. Wychodzę - rzekła lekko drżącym ze zdenerwowania głosem. „Co to za typek. Dante to naprawdę ma znajomych. I do tego taki do niego podobny. Jak dwie krople wody" - pomyślała poirytowana będąc już na zewnątrz biura. Przeszła przez plac i skierowała się w stronę czarnego forda, który nagle pojawił się po drugiej stronie ulicy.

...

c.d.n.

sobota, 17 lipca 2010

Gniazdo

Następny poranek był ponury i dość mroźny jak na ten region. Promienie słoneczne ledwo mogły się przebić przez mgłę, która zalęgła się w miasteczku. Niezrażeni tą dziwną aurą łowcy, ruszyli w miasto ciszy i nieokreślonego spokoju. Dante jednak był coś nieco rozkojarzony, ze względu na krótki sen.
- Evil, co cię napadło dziś w nocy? - mruknął od niechcenia. - Chodzi o pobudkę jaką mi zgotowałaś tym wrzaskiem.
- Hmm.
- Jakiś koszmar? - dopytywał dalej.
- Nom. Koszmar... - zrobiła pauzę. - Nie ważne co to było. Nie mam ochoty dalej tu przebywać, więc z łaski swojej nie męcz mnie pytaniami.
- Coś nie w sosie? - westchnął unosząc w geście obronnym dłonie.
- Nie bardzo. Hej, widziałeś?
- Co?
- Tam, w uliczce. Coś się poruszyło, albo mam już zwidy - szepnęła i pobiegła w ciemność. Dante za nią. Zniknęła. Nie widział jej, tylko dwie wysokie ściany a końca niby ślepej uliczki nie widać. Zastanawiał się co mogło się stać. Może nie wytrzymała napięcia i po prostu zwiała.
„Cholera by to wzięła. Gdzie ona się podziała" - zastanawiał się mężczyzna, idąc dalej coraz szybciej.
"DANTE!!" -  usłyszał  w głowie swoje imię. Potem jeszcze kilka razy.
- Do parszywego diabła, gdzie jesteś Evil!! - krzyknął rozeźlony, lecz żadnej odpowiedzi z jej strony. W końcu po długim biegu znalazł koniec uliczki. Mur był wysoki, zbudowany na stary styl z czerwonej cegły. Widać było, że nikt się tu od dawna nie zapuszczał, bo ścianę pokrywała gruba warstwa mchu. Z resztą, kto by się ośmielił wchodzić tu w mrok, gdzie mogło się czaić zło.
„Ciekawe, nic tu nie ma. Jej też. Nie zapadła się pod ziemię. No gdzieś się podziała kobieto?? Nie mam zamiaru bawić się z tobą w kotka i myszkę!!" - pomyślał poirytowany przechodząc tam i z powrotem. Pod stopami coś trzeszczało, lecz z początku nie zawracał sobie tym głowy, póki nie spojrzał w dół. Kości. Porozrzucane wszędzie. Ludzkie i zwierzęce.
- A niech to - syknął i zaczął rozglądać się i dotykać ściany w poszukiwaniu jakiegoś przejścia. „Mogłem się domyślić, że coś jest nie tak z tą uliczką." W końcu po godzinie natrafił dłonią na ukryte przejście. Niewiele się namyślając wszedł w głębię ciemności. Szybko dopadło go poczucie, że idzie we właściwym kierunku, ale i że jest obserwowany. Nic nie było widać. Wyjął z kieszeni zapalniczkę i poświecił w około. Na ziemi też walały się kości. Tunel widocznie schylał się ku niewielkiemu spadkowi. Jak na razie szło mu nieźle, nie napotkał powitania, ale i nie był z tego też powodu zadowolony. Nie było Evil. Co i raz się łapał na myśleniu o partnerce. „Niby taka twarda, ale jak ma koszmar, to drży niczym osika na wietrze" - zaśmiał się do swych myśli. Droga się ciągnęła i ciągnęła tak jakby w nieskończoność. Żadnego znaku czy skręca się w prawo, czy w lewo. Jedynie można było się poznać czy idzie się w dół, czy pod górkę. Ściany tunelu były jakieś oślizgłe i panował tu odór rozkładających się zwłok. Czas wlókł się niemiłosiernie wolno. Łowca jednak niewzruszony szedł dalej. Coraz więcej pytań przychodziło mu do głowy. A odpowiedzi brak. Wtem ujrzał jakąś skuloną postać. Wyjął broń i ruszył w jej kierunku, lekko oświetlając sobie drogę zapalniczką. Nie musiał brać jej z zaskoczenia. Wiedział, że wygra to starcie. Co jak co, ale w te klocki to był niezawodny. Lubił to robić, taka dawka adrenaliny była mu potrzebna. Tak jak hazard. Choć do tej drugiej rzeczy nie miał zbytnio ręki, ani szczęścia. Gdy doszedł w miarę blisko do postaci i uważniej jej się przyjrzał, nieco się żachnął.
- Co tak wolno? - spytała.
- No nie!! Ja tu umieram z niepokoju, a ty sobie urządzasz drzemkę? - spytał sarkastycznie.
- Hm, niedobrze mi się robi, ale to tu się te paskudztwa zalęgły - odparła - Heh, zamartwiałeś się? Dobre sobie. Idziemy? - dodała lekko się uśmiechając.
- Jeszcze się pytasz? - mruknął zadowolony, że się znalazła. - Wiesz miałem już strzelać ale...
- Taak? Tą pukawką mnie nie zabijesz - szepnęła znów powstrzymując się od wymiotów. - Czy tu musi tak paskudnie śmierdzieć? - jęknęła idąc dalej.
- Wiesz w końcu to demony i lubią sobie pojeść, ale możesz zawrócić - westchnął trochę rozbawiony. - W takim stanie mi się nie przydasz, a jak co do czego dojdzie, to tylko pogorszysz sytuację.
- Cisza!! - warknęła. - Są tam. A i sam nie dałbyś rady. Mój obecny stan nie ma tu nic do rzeczy. Zawsze tak jest, gdy są w pobliżu demony - dodała. Dalej szli w milczeniu. U krańca tunelu ujrzeli lekkie i zamglone światło. Weszli najciszej jak się dało. Grota była wielka. Miała kilka innych jeszcze otworów, z których szedł ten sam odór zwłok. W samym centrum jaskini lśnił ogniście krąg z runami. W około niego gnieździły się różne istoty. Jedne większe, inne trochę mniejsze. Nad nimi górował potężny demon. Miał łapska wzniesione do góry i wydawał jakieś dźwięki, czasem charkotał jakby się topił. Potwory okalające krąg padały co i raz w ukłonie. Wtem krąg zdawał się poruszyć i zaczęła wydobywać się z niego mgła. Ziemia się lekko zatrzęsła, a ze środka coś się powoli zaczęło wyłaniać.
- No tak. On chce przywołać swego mistrza - mruknęła kobieta. - Dante, może zrobimy tak. Ty się zajmiesz tym przywołującym i jego panem a ja resztą, co?
- A dasz radę? - spytał - Coraz bledsza się robisz, jak papier.
- O to, to się nie martw - rzekła dość głośno i ruszyła w stronę demonów. Gdy ją zobaczyli, natychmiast rzucili się do walki. Dante też nie czekał. Wyskoczył niczym lew i pobiegł w stronę przywołującego. No i się zaczęło. Demon przywołał swe sługi, by zatrzymały młodego Spardę, lecz ten wykonał zgrabnie uniki i przy pomocy miecza dotarł do niego w mgnieniu oka.
- Tyś jest synem Spardy? Słyszałem o tobie. Cóż, zginiesz z mej ręki. A jestem Asfaloth.
- To się okaże później - warknął i ruszył do boju. Każdy cios demona Dante odparowywał. A Asfaloth był bardziej tym wkurzony. Nie dowierzał plotkom, że syn Spardy jest niepokonany. Gdy się dowiedział, że on jest w mieście, zapragnął jego krwi. Pragnął jej tak bardzo, że przerwał nawet inkantacje dla swego mistrza. Wszedł w wir walki, lecz nie dane mu było się popisać. Dante był mistrzem we władaniu mieczem, lecz raz po raz zerkał w stronę swej partnerki. Miał nadzieję, że przeżyje to starcie, gdyż tych pomniejszych było naprawdę sporo. Zaskoczyła go ponownie. Połowa zebranych demonów była martwa, druga miała też się wybrać na tamten świat. Błyskawice, kule ognia i lodu, co i raz wzlatywały w powietrze trafiając zbyt powolnych. Po wygranej z Asfalothem, Dante razem z Evil odetchnęli.
- No i jak? - spytała siadając obok łowcy.
- Hm, nieźle. A skąd te błyskawice i kule ognia?
- No, trochę potrafię tego przywołać. Jest jeszcze jedna rzecz. Trzeba zniszczyć te runy - i po krótkiej chwili kobieta zniszczyła je, ścierając na proch. Nikt i nic nie mogło już przywrócić ich dawnej postaci, ba nawet zdołać przywołać jakiegoś demona. Misja dobiegła końca. Droga powrotna nie okazała się tak uciążliwa jak wejście.

***
Przepraszam za długą nieobecność. Miałam mieć szlaban jeszcze przez parę dni, ale udało mi się udobruchać rodziców.  Postaram się teraz wszystko nadrobić i wkleić resztę. Na najnowszy rozdział będziecie musieli jeszcze poczekać.