sobota, 17 lipca 2010

Gniazdo

Następny poranek był ponury i dość mroźny jak na ten region. Promienie słoneczne ledwo mogły się przebić przez mgłę, która zalęgła się w miasteczku. Niezrażeni tą dziwną aurą łowcy, ruszyli w miasto ciszy i nieokreślonego spokoju. Dante jednak był coś nieco rozkojarzony, ze względu na krótki sen.
- Evil, co cię napadło dziś w nocy? - mruknął od niechcenia. - Chodzi o pobudkę jaką mi zgotowałaś tym wrzaskiem.
- Hmm.
- Jakiś koszmar? - dopytywał dalej.
- Nom. Koszmar... - zrobiła pauzę. - Nie ważne co to było. Nie mam ochoty dalej tu przebywać, więc z łaski swojej nie męcz mnie pytaniami.
- Coś nie w sosie? - westchnął unosząc w geście obronnym dłonie.
- Nie bardzo. Hej, widziałeś?
- Co?
- Tam, w uliczce. Coś się poruszyło, albo mam już zwidy - szepnęła i pobiegła w ciemność. Dante za nią. Zniknęła. Nie widział jej, tylko dwie wysokie ściany a końca niby ślepej uliczki nie widać. Zastanawiał się co mogło się stać. Może nie wytrzymała napięcia i po prostu zwiała.
„Cholera by to wzięła. Gdzie ona się podziała" - zastanawiał się mężczyzna, idąc dalej coraz szybciej.
"DANTE!!" -  usłyszał  w głowie swoje imię. Potem jeszcze kilka razy.
- Do parszywego diabła, gdzie jesteś Evil!! - krzyknął rozeźlony, lecz żadnej odpowiedzi z jej strony. W końcu po długim biegu znalazł koniec uliczki. Mur był wysoki, zbudowany na stary styl z czerwonej cegły. Widać było, że nikt się tu od dawna nie zapuszczał, bo ścianę pokrywała gruba warstwa mchu. Z resztą, kto by się ośmielił wchodzić tu w mrok, gdzie mogło się czaić zło.
„Ciekawe, nic tu nie ma. Jej też. Nie zapadła się pod ziemię. No gdzieś się podziała kobieto?? Nie mam zamiaru bawić się z tobą w kotka i myszkę!!" - pomyślał poirytowany przechodząc tam i z powrotem. Pod stopami coś trzeszczało, lecz z początku nie zawracał sobie tym głowy, póki nie spojrzał w dół. Kości. Porozrzucane wszędzie. Ludzkie i zwierzęce.
- A niech to - syknął i zaczął rozglądać się i dotykać ściany w poszukiwaniu jakiegoś przejścia. „Mogłem się domyślić, że coś jest nie tak z tą uliczką." W końcu po godzinie natrafił dłonią na ukryte przejście. Niewiele się namyślając wszedł w głębię ciemności. Szybko dopadło go poczucie, że idzie we właściwym kierunku, ale i że jest obserwowany. Nic nie było widać. Wyjął z kieszeni zapalniczkę i poświecił w około. Na ziemi też walały się kości. Tunel widocznie schylał się ku niewielkiemu spadkowi. Jak na razie szło mu nieźle, nie napotkał powitania, ale i nie był z tego też powodu zadowolony. Nie było Evil. Co i raz się łapał na myśleniu o partnerce. „Niby taka twarda, ale jak ma koszmar, to drży niczym osika na wietrze" - zaśmiał się do swych myśli. Droga się ciągnęła i ciągnęła tak jakby w nieskończoność. Żadnego znaku czy skręca się w prawo, czy w lewo. Jedynie można było się poznać czy idzie się w dół, czy pod górkę. Ściany tunelu były jakieś oślizgłe i panował tu odór rozkładających się zwłok. Czas wlókł się niemiłosiernie wolno. Łowca jednak niewzruszony szedł dalej. Coraz więcej pytań przychodziło mu do głowy. A odpowiedzi brak. Wtem ujrzał jakąś skuloną postać. Wyjął broń i ruszył w jej kierunku, lekko oświetlając sobie drogę zapalniczką. Nie musiał brać jej z zaskoczenia. Wiedział, że wygra to starcie. Co jak co, ale w te klocki to był niezawodny. Lubił to robić, taka dawka adrenaliny była mu potrzebna. Tak jak hazard. Choć do tej drugiej rzeczy nie miał zbytnio ręki, ani szczęścia. Gdy doszedł w miarę blisko do postaci i uważniej jej się przyjrzał, nieco się żachnął.
- Co tak wolno? - spytała.
- No nie!! Ja tu umieram z niepokoju, a ty sobie urządzasz drzemkę? - spytał sarkastycznie.
- Hm, niedobrze mi się robi, ale to tu się te paskudztwa zalęgły - odparła - Heh, zamartwiałeś się? Dobre sobie. Idziemy? - dodała lekko się uśmiechając.
- Jeszcze się pytasz? - mruknął zadowolony, że się znalazła. - Wiesz miałem już strzelać ale...
- Taak? Tą pukawką mnie nie zabijesz - szepnęła znów powstrzymując się od wymiotów. - Czy tu musi tak paskudnie śmierdzieć? - jęknęła idąc dalej.
- Wiesz w końcu to demony i lubią sobie pojeść, ale możesz zawrócić - westchnął trochę rozbawiony. - W takim stanie mi się nie przydasz, a jak co do czego dojdzie, to tylko pogorszysz sytuację.
- Cisza!! - warknęła. - Są tam. A i sam nie dałbyś rady. Mój obecny stan nie ma tu nic do rzeczy. Zawsze tak jest, gdy są w pobliżu demony - dodała. Dalej szli w milczeniu. U krańca tunelu ujrzeli lekkie i zamglone światło. Weszli najciszej jak się dało. Grota była wielka. Miała kilka innych jeszcze otworów, z których szedł ten sam odór zwłok. W samym centrum jaskini lśnił ogniście krąg z runami. W około niego gnieździły się różne istoty. Jedne większe, inne trochę mniejsze. Nad nimi górował potężny demon. Miał łapska wzniesione do góry i wydawał jakieś dźwięki, czasem charkotał jakby się topił. Potwory okalające krąg padały co i raz w ukłonie. Wtem krąg zdawał się poruszyć i zaczęła wydobywać się z niego mgła. Ziemia się lekko zatrzęsła, a ze środka coś się powoli zaczęło wyłaniać.
- No tak. On chce przywołać swego mistrza - mruknęła kobieta. - Dante, może zrobimy tak. Ty się zajmiesz tym przywołującym i jego panem a ja resztą, co?
- A dasz radę? - spytał - Coraz bledsza się robisz, jak papier.
- O to, to się nie martw - rzekła dość głośno i ruszyła w stronę demonów. Gdy ją zobaczyli, natychmiast rzucili się do walki. Dante też nie czekał. Wyskoczył niczym lew i pobiegł w stronę przywołującego. No i się zaczęło. Demon przywołał swe sługi, by zatrzymały młodego Spardę, lecz ten wykonał zgrabnie uniki i przy pomocy miecza dotarł do niego w mgnieniu oka.
- Tyś jest synem Spardy? Słyszałem o tobie. Cóż, zginiesz z mej ręki. A jestem Asfaloth.
- To się okaże później - warknął i ruszył do boju. Każdy cios demona Dante odparowywał. A Asfaloth był bardziej tym wkurzony. Nie dowierzał plotkom, że syn Spardy jest niepokonany. Gdy się dowiedział, że on jest w mieście, zapragnął jego krwi. Pragnął jej tak bardzo, że przerwał nawet inkantacje dla swego mistrza. Wszedł w wir walki, lecz nie dane mu było się popisać. Dante był mistrzem we władaniu mieczem, lecz raz po raz zerkał w stronę swej partnerki. Miał nadzieję, że przeżyje to starcie, gdyż tych pomniejszych było naprawdę sporo. Zaskoczyła go ponownie. Połowa zebranych demonów była martwa, druga miała też się wybrać na tamten świat. Błyskawice, kule ognia i lodu, co i raz wzlatywały w powietrze trafiając zbyt powolnych. Po wygranej z Asfalothem, Dante razem z Evil odetchnęli.
- No i jak? - spytała siadając obok łowcy.
- Hm, nieźle. A skąd te błyskawice i kule ognia?
- No, trochę potrafię tego przywołać. Jest jeszcze jedna rzecz. Trzeba zniszczyć te runy - i po krótkiej chwili kobieta zniszczyła je, ścierając na proch. Nikt i nic nie mogło już przywrócić ich dawnej postaci, ba nawet zdołać przywołać jakiegoś demona. Misja dobiegła końca. Droga powrotna nie okazała się tak uciążliwa jak wejście.

***
Przepraszam za długą nieobecność. Miałam mieć szlaban jeszcze przez parę dni, ale udało mi się udobruchać rodziców.  Postaram się teraz wszystko nadrobić i wkleić resztę. Na najnowszy rozdział będziecie musieli jeszcze poczekać.

2 komentarze:

  1. Witaj, kochana. ^ ^
    Znowu masz problem z numeracją. Trza to ogarnąć, noo.
    Błędy rzeczywiście poprawiłaś (nie pamiętam poprzednich, ale tekst prezentuje się nieźle xD), więc poprzyczepiam się do tych małych.
    " Dante jednak był coś nieco rozkojarzony, ze względu na krótki sen." - Przecinek jest zbędny. No i to też jest niepotrzebne. Samo jest ok.
    "lecz żadnej odpowiedzi z jej strony. " -> ..? Co dalej. Trza dopisać, że tej żadnej odpowiedzi nie było. Jakbyś zjadła coś w tym zdaniu.
    "Dante odparowywał." -> poprawna forma to sparować.
    No to mniej więcej tyle.
    Rozumiem Twój problem, sama nieraz tak miałam. Zaraz lecę do następnych notek.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Tą pukawką mnie nie zabijesz" to było dobre xD

    OdpowiedzUsuń

Zachęta dla Panny Margaret.w, by pisała dalej